czwartek, 30 stycznia 2014

Czas kobiet

Tę książkę dojrzałam gdzieś w zapowiedziach wydawnictwa Czarne i moja czytelnicza intuicja okazała się w tym przypadku słuszna.

Siuzanna ma sześć lat i mieszka w powojennej Moskwie w komunałce ze swoją mamą i trzema innymi kobietami – starszymi paniami. Z przymusu tworzą coś na kształt rodziny. Trzy starsze panie z prawdziwie babciną troską zajmują się Siuzanną w czasie gdy jej mama chodzi do pracy w fabryce. Dziewczynkę nazywają między sobą Sofiuszką, bo tak ją (bez wiedzy matki) ochrzciły:
„W metryce zapisane miała: Siuzanna. Imię barbarzyńskie, przebacz Panie. Kiedyś tak nazywano dziewki nieprzyzwoite, żeby zastępów świętych nie obrażać. A teraz, matka rodzona sama wybrała to imię sobacze…
Myślały, myślały, wertowały Żywoty świętych. (…) Postanowiły, że na cześć Sofii.” (s.18)

Te trzy kobiety wiele dzieli i przed wojną ich drogi raczej by się nie skrzyżowały: babcia Ariadna jest artystokratką, babcia Jewdokija skończyła tylko trzy klasy szkoły podstawowej, a babcia Glikerija jest chłopką. Teraz łączy je troska o przybraną wnuczkę (która w wieku 6 lat jeszcze nie mówi) i chęć chronienia jej przed tą nieludzką, pozbawioną wszelkich wartości rzeczywistością, która je otacza. Chodzą z dziewczynką do cerkwi, uczą francuskiego, zapraszają do teatru na balet „Śpiąca królewna”  – dają jej coś, co w tamtych czasach było nie pomyślenia: wolność myśli.

Na tę nietypową rodziną, a przecież bliższą sobie niż niejedna tradycyjna rodzina, przychodzi czas próby. Matka Sofiuszki okazuje się śmiertelnie chora. Po jej ewentualnej śmierci dziecko trafi do domu dziecka, bo przecież w świetle prawa wychowujące ją babki nie są rodziną. Jednak kobiety zrobią wszystko, by do tego nie dopuścić.

Książka jest wspaniale skonstruowana – choć opowieść biegnie w zasadzie liniowo, co jakiś czas następuje zmiana perspektywy (raz patrzymy oczami Antoniny -  matki Siuzanny – innym razem oczami którejś z babć, czasem samej dziewczynki). Dzięki temu bez zbędnych opisów bliżej poznajemy każdą z tych postaci.

Bardzo uderzyło mnie zestawienie świata, jaki budują dla dziewczynki babcie, z komunistyczną rzeczywistością. Wyjątkowo wyraźnie przedstawiona została bezosobowa, sztywna i arogancka natura tamtego ustroju. Tym czulej brzmią słowa babci Jewdokiji: „Nie słuchaj wszystkiego. (…) A jak usłyszysz, to nie wierz we wszystko. Ludzie są różni… Wygląd potrafi kłamać. Zdarzają się ludzie chytrzy jak lisy, a bywają i kruki… Dorośniesz, sama nauczysz się rozeznawać w ich gatunkach…” (s. 102).

Ciekawy jest też język książki – zupełnie naturalny, świeży, potoczny. Nie przejmuje się stylem ani rejestrem, tylko snuje swoją opowieść. Prawie jakby się słuchało własnej babci J

„Czas kobiet” to piękna i gorzka baśń o zaklętej dziewczynce, na którą – niczym w „Śpiącej królewnie”, która fascynowała Sofiuszkę – ktoś rzucił zły urok i teraz musi czekać, aż obudzi się w lepszym czasie. Na szczęście ma przy sobie trzy dobre wróżki, które co prawda nie mają takiej mocy, by zdjąć zaklęcie zupełnie, ale mogą je złagodzić.

Piękna książka. Naprawdę szczerze polecam!

Tytuł: Czas kobiet
Autor: Jelena Czyżowa
Tłumacz: Agnieszka Sowińska
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2013

Liczba stron: 224

czwartek, 23 stycznia 2014

Air Babylon

Może gdybym nie czytała wcześniej „Szpitala Babylon”, trochę lepiej odebrałabym „Air Babylon”.  Jednak porównanie do innej części tego cyklu nie wypada dla „Air” zbyt korzystnie z dwóch powodów: po pierwsze informacje zza kulis pracy na lotnisku okazują się trochę mniej zajmujące niż te z oddziału ratunkowego. A po drugie wychodzi na to, że wszystkie książki z serii „Babylon” mają za cel przedstawić czytelnikowi takie środowisko pracy, w którym każdy sypia z każdym i generalnie ludzi poza pracą zajmuje tylko seks, imprezy i używki. O ile przy jednej książce mi to nie przeszkadzało, o tyle jeśli cały cykl tak wygląda, trochę to nudne i płytkie…

Co do samej treści: „Air Babylon” opowiada o jednym dniu z życia menedżera linii lotniczych. Ten dzień powstał na podstawie opowieści wielu anonimowych osób pracujących na lotnisku lub w samolotach. Żeby było jak najciekawiej i żeby przedstawić jak najwięcej, w tym jednym dniu skupiają się wszystkie możliwe problemy tej pracy (zgon na pokładzie, zgon na lotnisku, ucieczka tropikalnego węża itp.). Jednak tych kilka ciekawostek związanych z funkcjonowaniem lotniska i samego przebiegu lotu (z punktu widzenia pracownika załogi) nie jest, moim zdaniem, warte całej lektury. Gdyby nie fakt, że książkę czyta się błyskawicznie (treści niewiele, literki duże, odstępy duże), na pewno dołączyłaby do grona książek porzuconych.

Chociaż są trzy grupy czytelników, którym ta książka może przypaść do gustu. Pierwsza to ci, którzy nie czytali jeszcze nic z serii „Babylon”, a chcą (chociaż jeśli macie wybór, to zdecydowanie bardziej polecam „Szpital”). Druga to tacy, którzy potrzebują lektury odmóżdżającej (sama tak miałam w ostatnich dniach, co też zaważyło na przeczytaniu tej książki do końca). A trzecia to pracownicy branży, bo przecież wszyscy lubimy czytać o sobie samych (choćby w takiej przerysowanej wersji).

I jeszcze jedna uwaga na koniec. Jeśli macie wybór i możliwość, czytajcie w oryginale (po angielsku). Tłumaczenie na polski jest po raz kolejny nie najlepszej jakości (zwracałam też na to uwagę przy „Szpitalu Babylon”): bardzo wyraźne są kalki składniowe przez co szyk zdania bywa zaburzony, a dialogi nienaturalne. Wygląda, jakby nikt tego tłumaczenia przed oddaniem do druku drugi raz nie przeczytał.

No cóż, jak dla mnie druga i raczej ostatnia lektura z tej serii. Chyba że napiszą coś o mojej branży ;)

Tytuł: Air Babylon
Autor: Imogen Edwards-Jones i autorzy anonimowi
Przekład: Zuzanna Szwed
Wydawnictwo: Pascal
Rok wydania: 2011

Liczba stron: 448

piątek, 17 stycznia 2014

Legion

Zawsze kiedy skończę czytać świetną moim zdaniem książkę, trochę się obawiam pisać nazbyt entuzjastyczną recenzję, bo wiem, że nadmiernie rozbudzone oczekiwania mogą niejednego czytelnika doprowadzić zamiast do zachwytu to do rozczarowania. Tymczasem „Legion” jest książką, o której trudno pisać inaczej niż pozytywnie. Zaskakujące przy tym, że ta pozycja nie cieszy się taką popularnością, na jaką zasługuje. Być może to „wina” aż 800 stron, a być może niepoprawności historyczno-politycznej… Ale do rzeczy.

Elżbieta Cherezińska  ­– polska pisarka znana ze świetnych książek historycznych (m.in. brawurowa „Korona śniegu i krwi”) – odrywa się od „swojej” epoki średniowiecza i tym razem przenosi czytelnika w nieco mniej odległą przeszłość, bo do drugiej wojny światowej.  „Legion” opowiada historię Polski Podziemnej (oczywiście jako powieść, a nie podręcznik, a więc toutes proportions gardées). Głównym bohaterem jest oddział zbrojny zwany Brygadą Świętokrzyską, jednakże sam ten oddział wchodzi na karty powieści dopiero na jakieś 150 stron przed końcem książki. Wcześniej poznajemy losy kilkorga wybranych członków tej Brygady i ścieżki, które od roku 1939 do 1944 (kiedy powstała Brygada) ich do niej doprowadziły.  

Na pierwszy rzut oka temat wydaje się dość ciężki, jednak lekkie pióro Cherezińskiej nadaje opowiadanym zdarzeniom tempo i kolor. W trakcie lektury ma się wyjątkowo silne wrażenie jakby się oglądało film. Wpływa na to kilka chwytów i środków – na przykład przewaga dialogów nad opisami albo fenomenalny moim zdaniem pomysł ze wstawianiem oderwanych od tekstu notek o postaciach. Na pewno znacie to z filmów: do pomieszczenia wchodzi jakaś nieznana postać. Stopklatka. Ekran czarno-biały. W tle pojawia się stukot pisania na maszynie, a na ekranie – litery  „Porucznik Jaxa – lat 33. W cywilu inżynier (…)”. Takie wtręty pojawiają się przez całą książkę i dotyczą zarówno postaci, jak i czasami wydarzeń, o których jest mowa w treści. Czasem dotyczą nawet osób, o których była już wcześniej mowa, co jako czytelnik nieuważny doceniam bardzo, bo ułatwia to poruszanie się w gąszczu wielu postaci. Odwołania do filmu przejawiają się też w inny sposób – kilka razy zauważyłam, że autorka wkłada w usta swych bohaterów cytaty filmowe w rodzaju: ”Nasi tu byli” albo „Nie chce mi się z tobą gadać”.

W ogóle język, jakim napisana jest książka, jest bardzo żywy, wartki. Opisy składają się z krótkich, można by rzec żołnierskich, zdań. Tam, gdzie trzeba wprowadzane jest napięcie, tam, gdzie trzeba – humor. W tej książce jest właściwie wszystko, co powinno być w dobrej, porywającej powieści:  są świetne (oparte na faktach) historie i wydarzenia, są charakterystyczne postaci (bez głębi psychologicznej, to fakt, ale przy tej konwencji książki nie odbieram tego jako wady), są poruszające wątki osobiste (tragiczny los Poli i Jakuba) i wreszcie spora dawka wiedzy historycznej podanej w bardzo przystępny sposób.

Właśnie z powodu tej wiedzy historycznej „Legion” jest książką, która budzi pewne kontrowersje. Chodzi o to, że Brygada Świętokrzyska była oddziałem Narodowych Sił Zbrojnych, czyli wojskowego zaplecza przedwojennej, skrajnie prawicowej partii Obozu Narodowo-Radykalnego. W trakcie II wojny światowej NSZ do czasu współdziałał z Armią Krajową, jednak w pewnym momencie wyłamał się spod jej dowództwa, odrzucając jakąkolwiek możliwość prowadzenia negocjacji lub wspólnych działań przeciwko Niemcom z oddziałami komunistycznymi.  Taka postawa plus przedwojenne oenerowskie korzenie pociągnęły za sobą etykietkę faszystów. Z drugiej strony jednak to właśnie ci żołnierze widzieli, że Polska ma nie jednego, ale dwóch wrogów, którym trzeba stawiać czoło jednocześnie, a nie w sojuszu z którymkolwiek z nich. Czy było to lepsze z punktu widzenia historii albo z pragmatycznego punktu widzenia? Nie wiadomo.  Ja odbieram tych żołnierzy jako tragicznych patriotów, dla których tak naprawdę wojna już nigdy nie mogła się skończyć (o czym świadczą powojenne losy prawdziwych przecież postaci – większość po wojnie żyła na Zachodzie, a kto został w Polsce, był więziony, torturowany, czasem zabijany). To są ci żołnierze wyklęci, o których nieraz mówi dzisiejsza prawica, i choć zazwyczaj się z prawicową młodzieżówką w niczym nie zgadzam, to uważam, że tym zapomnianym i wyklętym przez komunę bohaterom należy się pamięć.

Gorąco polecam tę lekturę, nie tylko dlatego, że sama w sobie jest książką, w której kartki same się niepostrzeżenie przewracają, ale też z tego powodu, że inspiruje do szukania kolejnych książek przybliżających ten aspekt historii. Chcę jednak na koniec dodać, że „Legion” to powieść służąca rozrywce. Jeśli ktoś szuka w niej prawdy objawionej, to się srodze zawiedzie.

Jeśli ktoś chce dowiedzieć się więcej o samej książce nim po nią sięgnie, polecam wywiad z autorką w programie Xięgarnia (archiwalne odcinki dostępne na stronie internetowej programu).

Tytuł: Legion
Autor: Elżbieta Cherezińska
Wydawnictwo: Zysk i s-ka [po raz kolejny minus dla tego wydawnictwa za literówki i błędy ortograficzne...]
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 800



piątek, 3 stycznia 2014

Minimalizm a plany i zapowiedzi 2014

W tym roku moim noworocznym postanowieniem jest minimalizm. Trochę jest to zainspirowane lekturą „Sztuki prostoty”, a trochę ogólnym kacem konsumpcyjnym szczególnie po przedświątecznej gorączce zakupów. W każdym razie przekładać się to ma między innymi na bardziej przemyślane zakupy i mniejszą ilość kupowanych przedmiotów, w tym też książek. Nie oznacza to bynajmniej ograniczenia samego czytania: na swoim regale mam wystarczająco dużo nieprzeczytanych książek, a moja biblioteka jest naprawdę świetnie wyposażona. Jednak rzuciwszy okiem na zapowiedzi różnych wydawnictw wiem, że dla kilku tytułów zrobię wyjątek i będę je chciała kupić. Na mojej top liście na 2014 rok są:



„100/XX Antologia polskiego reportażu XX wieku” red. Mariusz Szczygieł, wyd. Czarne – już same te informacje (tytuł, redaktor i wydawnictwo) są dla mnie wystarczającą rekomendacją. Dla każdego miłośnika literatury faktu z pewnością też. Ten zbiór ma składać się z dwóch tomów i obejmować najlepsze polskie reportaże od 1901 do 2000 roku, w tym mniej znane teksty znanych reportażystów albo teksty autorów, których z reportażem raczej nie kojarzymy. Bardzo smakowity kąsek. Premiera w marcu.

„W oblężeniu” Barbara Demick, wyd. Czarne – po lekturze poprzedniej książki Barbary Demick („Światu nie mamy czego zazdrościć”) wiem, że na jej kolejne teksty warto czekać. Dodatkowo „W oblężeniu’ traktuje o wojnie w Jugosławii, która stała mi się w jakiś sposób bliska po lekturze reportażu Wojciecha Tochmana „Jakbyś kamień jadła”. Reportaż ma opowiadać zarówno o samym czasie wojny, jak i o życiu po wojnie. Zapowiada się fascynująca lektura. Premiera już 29 stycznia!

„Xięgi Jakubowe” Olga Tokarczuk, Wydawnictwo Literackie – o tej książce pisałam już w ubiegłorocznych zapowiedziach, ale niestety nie udało się książce wyjść w 2013 roku. No cóż, czekamy dalej, bo Olga Tokarczuk to jedna z moich ulubionych autorek, w dodatku zapowiadana treść (Akcja osadzona została w XVIII wieku na ziemi podolskiej, gdzie współistnieją obok siebie kultury żydowska i chrześcijańska. W świecie, w którym tak wiele nie zostało jeszcze naukowo wyjaśnione, każdego dnia duchowość przenika się z materią.) też wygląda zachęcająco. Data premiery niesprecyzowana, raczej jesień 2014.

Moją uwagę przykuły jeszcze takie tytuły:




„Luminarze” Eleanor Catton, Wydawnictwo Literackie – książka nagrodzona Bookerem w ubiegłym roku, a to zawsze doskonała rekomendacja. „Luminarze” to monumentalna (ok. 800 stron w oryginale) powieść tocząca się w XIX wieku w Nowej Zelandii w czasach wielkiej gorączki złota. Rozwiązanie pewnej zagadki kryminalnej zależy tu od konstelacji astronomicznych i cyklów księżyca. Premiera jesienią.

„Zawołajcie położną” Jennifer Worth, Wydawnictwo Literackie – wspomnienia położnej pracującej w robotniczej dzielnicy East End w Londynie. Z jednej strony jest to emocjonujące, napisane z dozą humoru historie wielu narodzin, a z drugiej strony precyzyjny dokument o realiach życia w robotniczej dzielnicy Londynu w latach pięćdziesiątych. Premiera w marcu.
PS. Dla zainteresowanych tą tematyką: już za kilka dni w księgarniach pojawią się wspomnienia najbardziej znanej polskiej położnej Jeanette Kalyty „Położna. 3550 cudów narodzin”. Wyd. Znak, premiera 8 stycznia.

„Tajemnica szkoły dla panien” Joanna Szwechłowicz, wyd. Prószyński i s-ka – od czasów „Małej księżniczki” uwielbiam książki, których akcja toczy się w szkole z internatem/na pensji itp. W tej akurat książce pojawia się dodatkowo wątek kryminalny, a akcja dzieje się w Polsce międzywojennej. Jak dla mnie wystarczająco, by zainteresować i zachęcić do lektury. Premiera 4 lutego.

Mam nadzieję, że uda mi się też przeczytać chociaż część nieprzeczytanych książek z własnych zapasów, na przykład:

„The spy who loved” Clare Mulley – historia Krystyny Skarbek, polskiej agentki wywiadu brytyjskiego w czasach II wojny światowej. Książka ukazała się już po polsku nakładem wydawnictwa Świat Książki pod tytułem „Kobieta szpieg. Polka w służbie Jego Królewskiej Mości”.

„Bunt długich spódnic” George Bidwell – historia Emmeline Pankhurst sufrażystki, walczącej na przełomie XIX I XX wieku o prawa wyborcze dla kobiet, spisana przez autora wielu świetnych zbeletryzowanych biografii historycznych (np. króla Henryka VIII albo królowej Wiktorii).

Chciałabym też jak zwykle nadrobić coś z klasyki. Może "Ziemię obiecaną", "Braci Karamazow" albo coś z Dickensa? 

Mam nadzieję, że ten subiektywny wybór zapowiedzi zainspiruje kogoś do lektury. Wszystkim, którzy tu zaglądają życzę udanego roku 2014, realizacji postanowień noworocznych, wielu ciekawych i inspirujących lektur oraz czasu na ich czytanie.