Staram się raczej pisać o samych książkach niż o tematach
okołoksiążkowych, ale ostatnio w księgarni zauważyłam coś, co nie daje mi
spokoju. W dziale dla dzieci i młodzieży stały sobie tego rodzaju książki:
Jak wynika z opisu na okładce, są to wypisy z lektur dla
danej klasy. Na przykład dla klasy
trzeciej szkoły podstawowej są tam fragmenty „O psie, który jeździł koleją” czy „Dzieci z Bullerbyn”. Fragmenty zostały wybrane tak, by ułatwić
dzieciom pracę na lekcji. Do tego są dodatkowe pytania ułatwiające zrozumienie
tekstu i notki biograficzne autorów. Cudownie, prawda? Po co 10-latek ma tracić cenny czas, który
mógłby poświęcić na rozwijanie swojej postaci w jakiejś grze, na czytanie
całych książek. Przecież w szkole wystarczy znać charakterystykę postaci i ze
dwa kluczowe wydarzenia z fabuły. Że bez kontekstu trochę nudno i bez sensu? E
tam, to tylko 10 stron, da się przeżyć! A gdyby takiemu 10-latkowi czytany
fragment sprawił jakąś trudność, to żeby nie zawracać głowy zapracowanym
rodzicom, na marginesie znajdzie pytania podpowiadające mu, na co szczególnie
(na tych kilku stronach już wybranych z większej całości) musi się skupić. Właściwie trochę szkoda, że nie zostało to
tylko wymienione w punktach, no ale niech będzie, że jakiś tam kontakt z
literaturą jest. I jeszcze żeby taki wzorowy uczeń mógł błysnąć i dostać szósteczkę, ma
też w tej samej książce notki biograficzne wszystkich potrzebnych autorów, żeby
już też nie musiał tracić czasu na szukanie albo męczenie rodziców pytaniami
typu: „A kto to był ten Astrid Lindgren?”.
All-in-one.
Szkoda tylko, że w ten sposób 10-latki uczą się tego, że
książki traktuje się wyłącznie przedmiotowo, jako gotowiec do wykonania zadania.
Uczą się, że jedynym słusznym podejściem jest postawa „A co ja z tego będę
miał?” – jeżeli odpowiedź jest szybka i prosto podana, to świetnie, bo tak ma
być. Natomiast jeżeli odpowiedzi trzeba samemu poszukać, szybko się zniechęcają
i odchodzą do innych, mniej wymagających zajęć. Czytanie albo nieczytanie
książek, to nie jest tylko kwestia wyboru hobby, to jest kwestia światopoglądu,
otwartości i gotowości do poszukiwania. To determinuje, jakimi jesteśmy potem
ludźmi i jak innym się z nami żyje.
Muszę chyba kończyć, bo nieuchronnie zmierzam w stronę patosu. Po prostu czytajmy dzieciom, nie zastępujmy książki brykiem ani ekranizacją; podsuwajmy im
dobre lektury pozaszkolne, pomagajmy, gdy czegoś nie rozumieją. I oczywiście, sami świećmy przykładem :)
Można się śmiać, ale młodzież w liceum ma trudności ze znalezieniem odpowiedzi do lektur z treści książki. Dlatego im więcej pójścia na łatwiznę, tym gorzej z samodzielnym myśleniem już na wstępie edukacji.
OdpowiedzUsuń