Długo nie mogłam się zebrać, żeby
napisać tę recenzję, ale bardzo chciałam napisać o tej książce, bo po prostu
uważam, że jest godna polecenia.
„Szopka” to debiutancka powieść
Zośki Papużanki; debiut na tyle udany, że nominowany w tym roku do nagrody Nike
(pozostałe nominowane pozycje tutaj).
– O czym jest ta książka? – ktoś mnie spytał. – O dysfunkcyjnej rodzinie –
odpowiedziałam, choć nie jest to do końca trafna odpowiedź. Bo jest to książka
o zwykłej rodzinie, o przeciętnej polskiej rodzinie, o współczesnej dysfunkcyjnej
rodzinie, o rodzinie fasadowej, o rodzinnej szopce po prostu.
Początek tej rodzinie dało
małżeństwo jej i jego (trochę czasu od lektury minęło, więc mogę się mylić, ale
chyba nie padają imiona tych postaci). Ona: „wdowa z dzieckiem. Wredna.
Wiecznie niezadowolona”. On: „(…) z Pomorza przyjechał (…), dobry chłopak, ale
sam na świecie jak palec.”. Ich małżeństwo: „Ani się lubili, ani do siebie
pasowali”. Małżeństwo ma dwoje dzieci, Maciusia z pierwszego małżeństwa żony
oraz Wandzię. Maciuś szybko uczy się manipulować ludźmi, a w szczególności
Wandzią. A Wandzia szybko uczy się, żeby możliwie najczęściej schodzić
Maciusiowi z drogi. Maciuś i Wandzia dorastają, zakładają swoje rodziny, w
których w taki czy inny sposób odbija się „tradycja rodzinna” wyniesiona z
domu.
Dlaczego w pierwszym odruchu
powiedziałam, że jest to opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie? Przecież nie ma w
niej alkoholu ani przemocy (ku rozżaleniu Żony, która nie ma się czym „pochwalić”
przed młodszą siostrą: „Nie bije. Fałszywy, bo fałszywy, ale nie bije, a drugie
miejsce boli jak diabli. (…) Młodsza, a ma gorzej, czyli lepiej, bo przecież to
o to chodzi, żeby mieć gorzej” (s. 52).
Uznałam tę rodzinę za dysfunkcyjną, bo nie ma w niej ani grama miłości. Dwie
osoby, którym mogłoby zależeć na tym uczuciu (Mąż i Wandzia) zostały tak
zdominowane, że właściwie muszą się pogodzić z życiem w wiecznej kłótni i
zastraszeniu. Jednak iskierka miłości rodzinnej nie gaśnie i rozpali się nieco
mocniej w kolejnym pokoleniu.
Choć tematyka nieco
przygnębiająca i zmuszająca do refleksji nad niewygodnymi tematami, od książki
trudno się oderwać, a jej lektura to wielka przyjemność. A to dzięki społecznej
spostrzegawczości autorki i umiejętności celnego a jednocześnie prawie poetyckiego
oddania swych spostrzeżeń na piśmie. Chociaż czasami miałam wrażenie, że
niektóre figury stylistyczne są przekombinowane, metafory zbyt zagmatwane, to
jednak w ogólnym odbiorze język książki bardzo mi przypadł do gustu. Nie mogę
się powstrzymać, żeby nie przytoczyć dłuższego, ale wyśmienitego fragmentu o niedzielnych
obiadach u teściowej: „Wchodzą. W kościele, jak zwykle, dymy kadzideł z
kuchni, teść wciśnięty w fotel papierosem nerwy ogrzewa, rękę podaje, witaj,
bracie w nieszczęściu. Witaj, twoje nieszczęście gorsze, bo dla mnie ono zaraz
się skończy, ono mi tylko na dwie godziny zorganizowane, do domu pojadę i
sznycle skonsumuję, a tobie w wiecznym nabożeństwie tkwić, in saecula seculorum
gorzkie żale z kazaniem pasyjnym. Już se siądźcie, rozkazuje kapłanka, siadają
więc Wandzia z małżonkiem, kapłanka znika w prezbiterium i za chwilę wraca, w
rękach miska, w misce mięso – mięsoprezentacja, poznajcie się: święte sznycle –
zięć masochista, no zobacz zięciu, jakie ci piękne mięso kupiłam, przemawia i
prezentuje, maca świńską dupę i pod nos mu podtyka. Potwierdza zięć, że
piękniejszej świńskiej dupy jak żyje nie widział. Hosanna. Przekazanie mięsa.
Bóg zapłać. Bóg zapłać.” (s. 136)
Z takich właśnie drobiazgów,
potraktowanych szkłem powiększającym, wyłania się codzienność tej rodziny, w
której niby przecież nic strasznego nie dzieje się, a jednak straszno w niej
żyć.
Bardzo polecam!
Tytuł: Szopka
Autor: Zośka Papużanka
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 208
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz