wtorek, 1 maja 2012

Starcie królów

Nie wiem, co można jeszcze napisać o tej książce, co nie zostało już napisane. Tym bardziej, że właśnie drugi sezon serialu właśnie idzie w HBO. Proszę mi więc wybaczyć wtórność ;)

Po śmierci króla Roberta w Siedmiu Królestwach narasta konflikt między potencjalnymi następcami tronu. W niemal każdym regionie królestwa budzą się własne interesy, od Północy z Winterfell na czele, poprzez Żelazne Wyspy, aż po Smoczą Skałę. Pogarszają się również nastroje w stolicy, gdzie głodny lud domaga się chleba i bezpieczeństwa. Kraj pogrąża się w wojnie domowej i nikt nie zauważa rosnącego zagrożenia, które zbliża się zarówno z północy (dzicy i Inni), jak i z południa (smoki).

George R.R. Martin, poza tym, że z niebywałą dokładnością dba o szczegóły tworzonej przez siebie rzeczywistości, ma jeszcze umiejętność, której nie powstydziłby się żaden twórca telewizyjnych tasiemców – doskonale wie, kiedy urwać wątek, aby pozostawić rozemocjonowanego czytelnika w niepewności. Sądzę, że właśnie z tego powodu tak trudno oderwać się od Pieśni Lodu i Ognia. Bo przyznam, że czytając „Starcie królów” kilkukrotnie mówiłam, że nie będę dalej czytać tej książki, a nawet jeśli już ją doczytam, to już nie sięgnę po kolejne tomy. A tymczasem skończyłam ten i zaczęłam kolejny tom.

Dlaczego chciałam zarzucić lekturę? Ponieważ niektóre fragmenty w książce odebrałam jako zbyt brutalne. Czytałam gdzieś, że wiele osób wysuwa podobny zarzut, a równie wiele obala go twierdząc, że świat jest okrutny, więc dlaczego autor miałby snuć powieść usłaną różami. O ile zgadzam się, że w tego rodzaju książce pewna doza okrucieństwa po prostu musi się pojawić, o tyle uważam, jak dla mnie, mogło by być tego mniej (mordowanie dzieci i nabijanie ich głów na pal dla mnie, jako młodej matki, jest bardzo ciężkostrawne). Ale to oczywiście bardzo indywidualna kwestia, która wcale nie przeszkadza mi docenić całości. A całość jest nadal wciągającą historią, dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach.

Skoro już mowa o szczegółach, to czepię się jeszcze jednej kwestii: czy naprawdę całej tej historii nie dałoby się opowiedzieć krócej niż w 7 tomach po tysiąc stron? Przeczytałam to „Starcie królów” i jak chciałam komuś opowiedzieć, co będzie w drugim sezonie serialu, to tak naprawdę na tych dziewięciuset stronach (wydanie angielskie) wydarzeń przełomowych dla akcji było niewiele. Lektura przyjemna, ale na koniec tomu lekka frustracja, że jeszcze tyle stron do końca.

Co powiedziawszy, i tak polecam sięgnięcie po cały cykl, jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił. A na zachętę powiem, że gdyby mi ktoś rok temu powiedział, że będę czytać sagę fantasy o przeszło siedmiu tysiącach stron, szczerze bym się roześmiała. A tu proszę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz