poniedziałek, 26 listopada 2012

Ciemno prawie noc


„Ciemno, prawie noc” to historia Alicji Tabor, reporterki dużej krajowej gazety, która przyjeżdża do rodzinnego Wałbrzycha, by zrobić reportaż o tajemniczych zaginięciach dzieci – bez śladu przepadło ich już troje. Alicja porzuciła Wałbrzych po studiach i nigdy tam nie wracała. Nie miała do czego, nikt z jej najbliższej rodziny już nie żyje, został tylko stary rodzinny, poniemiecki dom. W tym właśnie domu Alicji zatrzymuje się podczas pobytu w Wałbrzychu. Powrót do miejsc wypartych na lata z pamięci sprawia, że Alicja oprócz zaginionych dzieci zajmie się jeszcze jedną zagadką – historią własnej rodziny, tajemniczą śmiercią siostry, nieobecnością w ich życiu matki. A obie zagadki związane są z działaniem jakiejś tajemniczej, złej siły. Samo to brzmi ciekawie i mnie zachęciło do sięgnięcia po książkę. A to tylko jedna, fabularna warstwa książki.

Kolejną warstwą jest warstwa reporterska. Przeczytałam gdzieś, że w poprzednich swoich książkach Joanna Bator szkicowała „Polaków portret własny”. Uważam, że pokazuje go również i w tej książce. I nie jest to portret pochlebny. Frustracja, agresja, ksenofobia, megalomania – to tylko najbardziej rzucające się w oczy cechy. Autorka uwypukla je między innymi poprzez wprowadzenie do narracji „fragmentów” z forum internetowego. Nie bez powodu te wstawki noszą tytuł „Bluzg” – chyba nikomu, kto choć raz czytał komentarze w Internecie nie trzeba wyjaśniać, skąd taka nazwa. Przy okazji już tu warto wspomnieć o swobodzie pióra/języka Joanny Bator. Wpisy na tym książkowym forum wyglądają jak żywcem wzięte z sieci, łącznie z literówkami, kamuflowaniem przekleństw i nieporadną budową zdań. Zarówno na tym forum, jak i na opisywanych spotkaniach w rynku (skojarzenia z aktualną sytuacją polityczną nie do odparcia) wyraźnie widać, że ludzie nie potrafią już ze sobą rozmawiać. Każdy ma swoją historię, swoją rzeczywistość, swoją opinię, którą nie tyle chce się podzielić, co narzucić ją pozostałym – stąd najczęstsza interakcja to wyzwiska i obrażanie; zamiast porozumienia – „byle moje było na wierzchu”.

W warstwie symbolicznej „Ciemno, prawie noc” to historia o złu i dobru. Celowo napisałam to zestawienie odwrotnie – zło przeważa w tej książce. Przedstawiony Wałbrzych jest miastem jak ze złego snu: lepkim, osaczającym, ciemnym. Za każdym razem, kiedy otwierałam książkę, miałam wrażenie jakbym ze swojej ładnej, gładkiej powierzchni, zanurzała się pod wodę, gdzie dopiero widać prawdziwe życie. W „Ciemno, prawie noc” jest dużo zła, które jest tak odpychające, że w pewnym momencie byłam bliska odłożeniu książki (ostatecznie pominęłam dwie strony), ale w tej całej ciemności są osoby, które dają nadzieję, które widzą zło i jego skutki (albo ich doświadczyły) i które w niewielkiej może perspektywie, ale jednak ratują ten (i swój) świat.

Trudno mi ostatecznie polecić komuś tę książkę, bo nie jest to lektura z gatunku lekka, łatwa i przyjemna. Podobała mi się tak, jak podobał mi się „Dom Augusty” (ale proszę się nie sugerować tym zestawieniem) – to znaczy niepokoiła mnie ta książka, ale jednak nie mogłam przestać jej czytać. Wydaje mi się, że to dobrze, bo oznacza, że książka pobudza do myślenia. Ja jestem na tak!

Tytuł: Ciemno, prawie noc
Autor: Joanna Bator
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2012
Stron: 528

środa, 21 listopada 2012

Stosik



Nazbierało mi się w krótkim czasie sporo nowych książek i bardzo chcę się nimi pochwalić. Na każdą mam ogromną ochotę i nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła je wszystkie przeczytać - ale pewnie to potrwa, po pierwsze dlatego, że z grubsza licząc to będzie jakieś 5 tysięcy stron, a poza tym wiadomo jak jest z książkami na własnej półce. Chociaż po tym jak ostatnio trzy razy pod rząd płaciłam w bibliotekach kary za przetrzymanie, może jednak zwrócę się ku własnym, teraz tak pięknie wzbogaconym, zasobom?







A to poszczególne elementy stosu:




„Chwile wolności. Dziennik 1914-1941” Virginia Woolf, Wydawnictwo Literackie – o tej książce już pisałam przy okazji wpisu o książkach porzuconych. Teraz kiedy mam już swój własny egzemplarz, będę mogła sobie ją podczytywać. A jak pięknie wygląda na półce J

20 lat nowej Polski w reportażu” pod red. Mariusza Szczygła, wyd. Czarne – tę książkę kupiłam impulsywnie zachęcona wydawnictwem, autorami i tematem. Dopiero w domu poczytałam o niej trochę i czuję się jeszcze bardziej zachęcona: 26 reportaży najlepszych polskich autorów dokumentujące przemiany w Polsce. Jest o disco polo, o Radiu Maryja, o „Długu”, o aborcji. W jednej z recenzji (nie pamiętam gdzie) przeczytałam, że powinna to być lektura obowiązkowa dla wszystkich. Wśród autorów reportaży, które znalazły się w książce, są Jacek Hugo-Bader, Tomasz Kwaśniewski, Lidia Ostałowska, Mariusz Szczygieł, Wojciech Tochman czy Ewa Winnicka. 

„Na wschód od Edenu” John Steinbeck, Prószyński – klasyk w ładnym nowym wydaniu. Nawiązująca do biblijnej historii Kaina i Abla opowieść o dwóch braciach, rywalizujących ze sobą od dziecka, najpierw o miłość ojca, a potem o dziewczynę.

„Londyńczycy” Ewa Winnicka wyd. Czarne – również zakup impulsywny. Reportaż o życiu powojennej polskiej emigracji w Londynie. Szczerze mówiąc, jest to dla mnie bardzo mało znany okres ( i miejsce) w historii Polski, więc z chęcią poszerzę swoje horyzonty. 

„Ciemno prawie noc” Joanna Bator W.A.B. – pisałam już o niej tutaj. Teraz jestem już w trakcie lektury i mogę powiedzieć dwie rzeczy: 1) jest lepiej niż się spodziewałam; 2) szufladkowanie tej książki  w jakiejkolwiek kategorii (np. jako thrillera czy horroru) jest zupełnie bez sensu.

„Żona tygrysa” Tae Obrecht wyd. Drzewo Babel – najpierw zaintrygowała mnie w gazetce reklamowej popularnej sieci, ale to trochę za mało, żeby zachęcić mnie do kupna. Dopiero gdy kilka pozytywnych recenzji na blogach (np. tu) potwierdziło moje przeczucia, dodałam na listę zakupów. Ta książka to rewelacyjny debiut młodziutkiej pisarki. Jest to baśniowa saga rodzinna z historią Bałkanów i ich folklorem w tle.

 

„Bring up the bodies” Hillary Mantel, Fourth Estate Ltd – laureatka tegorocznego Bookera. Druga część opowieści o Tomaszu Cromwellu i jego życiu na dworze Henryka VIII. Dla miłośników historii, a Tudorów w szczególności, pozycja obowiązkowa.

„Pinokio” Carlo Collodi, Media Rodzina – nie była to nigdy moja ulubiona historia z dzieciństwa, ale nie mogłam oprzeć się pięknym, drobiazgowym, nieco niepokojącym ilustracjom Roberto Innocentiego. Będzie na przyszłość dla synka. Mam nadzieję, że wkrótce w Polsce ukaże się więcej ilustrowanych przez niego książek dla dzieci. Tutaj możecie obejrzeć przykładowe ilustracje.

“The spy who loved” Clare Mulley, Macmillan – czy wiecie, że podczas II wojny światowej bardzo cennym agentem brytyjskiego wywiadu była kobieta? Czy wiecie, że była to Polka? Ja nie wiedziałam. Biografia Krystyny Skarbek (aka Christine Granville).

„Sonety” William Szekspir, Znak - świetny pomysł: dwujęzyczne wydanie sonetów Szekspira w przekładzie Stanisława Barańczaka z obszernym wstępem. Dla miłośników poezji, dla miłośników angielskiego, dla zakochanych.

„Białe zęby” Zadie Smith, Znak – zaczynam się już czuć nieswojo nie znając żadnej książki Zadie Smith, dlatego postanowiłam kupić „Białe zęby”, które już kiedyś zaczynałam czytać. To również był zaskakujący debiut bardzo młodej autorki. Panorama społeczna współczesnego Londynu opisana żywym językiem, nie stroniącym od kpiny.

 

„Przytulanki, czyli wierszyki na dziecięce masażyki”  Marta Bogdanowicz, wyd. Harmonia – również ciekawy pomysł, ale z innej beczki: są tu wierszyki dla dzieci (znane i mniej znane) opatrzone odpowiednim opisem „masażu” – czyli zabawy opartej na dotyku (wszyscy znają „Idzie rak-nieborak” albo „Sroczka kaszkę warzyła”).  

Może czytaliście którąś z tych książek i chcecie mi szczególnie polecić?
A może ktoś zainspiruje się powyższymi  propozycjami do świątecznych zakupów?



poniedziałek, 5 listopada 2012

Chłopi


Zaczęło się od tego, że miałam ochotę na jakąś „jesienną” książkę, taką, w której sama pora roku ogrywałaby jakąś rolę. Pierwszym tytułem, jaki przyszedł mi na myśl była „Jesień” właśnie, czyli pierwszy tom „Chłopów”. Mając w pamięci męczące brnięcie przez tę książkę w liceum, dość sceptycznie odniosłam się do tego pomysłu. Jednak postanowiłam dać Reymontowi szansę i to była doskonała decyzja! Choć planowałam przeczytać tylko „Jesień”, za ciosem poszły pozostałe tomy i teraz mogę powiedzieć, że „Chłopi” wchodzą do czołówki moich ulubionych książek!

To naprawdę wielka literatura, pisana bogatym językiem, przedstawiająca przekrój wybranej społeczności, a przy tym niepozbawiona emocjonującego wątku miłosno-obyczajowego.

Zarys fabuły zna chyba każdy absolwent liceum – bogaty gospodarz we wsi Lipce, Maciej Boryna, owdowiawszy po raz drugi, rozgląda się za kandydatką na kolejną żonę („Boć jaka się tam kobieta nadarzy, a zawżdy lepiej z nią niźli samemu biedować…” s. 41). Wybór pada na Jagnę Paczesiównę, najpiękniejszą dziewczynę w Lipcach, która romansuje z synem Macieja, Antkiem, a plotka głosi, że i nie z nim jednym. Małżeństwo z młodą dziewczyną staje się zarzewiem niezgody pomiędzy Maciejem a jego dziećmi.

Wątek Jagny jest niezwykle emocjonujący. To skomplikowana postać, której nie sposób do końca zrozumieć.  Reymontowi udało się stworzyć postać, która sto lat po publikacji powieści budzi ogromne emocje i jak można poczytać w internecie jest przedmiotem ożywionych dyskusji. No bo w końcu była wyrachowana czy naiwna? Rozwiązła czy romantyczna? Cyniczna czy uczuciowa? Ja jestem skłonna bronić Jagny – myślę, że była to młoda, naiwna dziewczyna chowana przez matkę pod kloszem, więc nie znająca życia. Owszem, miała kilka romansów na przestrzeni okazanego w książce jednego roku, ale można sądzić, że nie robiła tego z wyrachowania ani z rozwiązłości. Za każdym razem widać, że kierują nią  burzliwe porywy serca, że całą sobą szuka na tym świecie miłości. Choć trzeba przyznać, że jest w tym bardzo egoistyczna: nie zwraca uwagi ani na to, czy obiekt jej uczuć ma rodzinę (jak Antek), ani czy ma inne plany, które przez tę miłość mogą lec w gruzach (Jasio), a na próbę zwrócenia uwagi reaguje hardo i gniewnie. Mimo to kara, jaką ją spotkała, była w moim odczuciu niewspółmierna do przewinienia. Jagna jako piękna kobieta, do tego „ustawiona” (małżeństwo z Boryną było dla niej bardzo korzystne w sensie materialnym) wzbudzała zazdrość i zawiść wśród innych kobiet we wsi. Frustracje, żale i żółć znalazły sobie ujście w postaci alienacji Jagny ze społeczności lipeckiej.

Jak więc widać już na jednym przykładzie, Reymont stworzył postaci barwne, żywe, niejednoznaczne. Czasami nie sposób przewidzieć, jak się zachowają ani zrozumieć ich motywów – zupełnie jak w życiu. Niektóre postaci na przestrzeni powieści bardzo się zmieniają – najlepszym przykładem jest Hanka, która z zahukanej, zapłakanej żony staje się silną i świetnie zorganizowaną gospodynią. Hanka to w ogóle postać, o której można by napisać równie dużo, co o Jagnie – zresztą przecież ich losy były ze sobą ściśle splecione.

Jednak wszystkie postaci i ich wątki osobiste stanowią tylko pretekst do pokazania panoramy obyczajowości polskiej wsi u schyłku XIX wieku. Lipce to nie jest żadna konkretna miejscowość (mimo że istnieją na mapie Lipce Reymontowskie), to archetyp wsi z pełnym przekrojem społecznym od bogatych gospodarzy, przez zwykłych chłopów po tzw. komorników, czyli chłopów bez własnej ziemi. Do tego również „Chłopi” zwierciadło, w którym nawet dzisiaj możemy się, jako Polacy, przeglądać: kłótnie, zawiść, frustracje – nieraz podczas czytania nasuwały mi się skojarzenia z naszą współczesną sceną polityczną.

Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o opisach. Po pierwsze o opisach przyrody, czyli właśnie to, czego szukałam sięgając po „Chłopów”. Reymont był pisarzem Młodej Polski i w związku z tym jego opisy przyrody są pełne liryzmu i bogatych środków stylistycznych.

Jesień szła coraz głębsza. Blade dnie wlekły się przez puste, ogłuchłe pola i przymierały w lasach coraz cichsze, coraz bladsze niby te święte Hostie w dogasających brzaskach gromnic.
A co świtanie dzień wstawał leniwiej, stężały od chłodu i cały w szronach, i w bolesnej cichości ziemi zamierającej; słońce blade i ciężkie wykwitało z głębin w wieńcach wron i kawek, co się zrywały gdzieś znad zórz, leciały nisko nad polami i krakały głucho, długo, żałośnie a za nimi biegł ostry, zimny wiatr, mącił wody stężałe, warzył resztki zieleni i rwał ostatnie liście topolom pochylonym nad drogami, że spływały cicho niby łzy krwawe łzy umarłego lata, i padały ciężko na ziemię. (…) A co świtanie mroczniej było i zimniej, i niżej dymy rozsnuwały się po nagich sadach, i więcej ptaków zlatywało do wsi i szukało schronienia po stodołach i brogach, a wrony siadały na kalenicach, to wieszały się na nagich drzewach lub krążyły nad ziemią kracząc głucho jakoby pieśń zimy śpiewając żałosną. Południa były słoneczne, ale tak martwe i nieme, że poszumy lasów dochodziły głuchym szmerem i bełkot rzeki rozlegał się jak łkanie bolesne, a szczątki babiego lata rwały się nie wiadomo skąd i przepadały w ostrych, zimnych cieniach chałup.” (s. 110)

Drugi rodzaj opisów to dokładne przedstawienie zwyczajów ludowych ujętych w ramach jednego roku: mamy więc jarmarki, Zaduszki, wesele, Boże Narodzenie, Wielkanoc, żniwa oraz wiele innych mniejszych zwyczajów takich jak na przykład zbieranie się w domach w celu wspólnego szatkowania kapusty.

„Chłopi” są powieścią realistyczną, więc można ich traktować jako swoisty reportaż z tamtych czasów i z tamtych miejsc. I tutaj ważna uwaga: to jest książka, którą KONIECZNIE trzeba czytać w dobrym wydawnictwie. Język jest przesycony gwarą niezrozumiała dla współczesnego odbiorcy (takie słowa jak zamróz (szron), trześnia (leśna wiśnia), ryfa (cymbał)), dlatego czytanie „Chłopów” bez przypisów to droga przez (niezrozumiałą) mękę. Gorąco polecam wydawnictwo Biblioteki Narodowej: bogactwo przypisów pozwala zrozumieć nie tylko słowa, ale również kontekst historyczny niektórych wypowiedzi. Do tego ciekawy i bardzo pouczający Wstęp autorstwa Franciszka Ziejki.

Gorąco polecam przełamać swoje uprzedzenia! To jest naprawdę wielka literatura nie bez przyczyny nagrodzoną w 1924 roku literacką Nagrodą Nobla.


Tytuł: Chłopi
Autor: Władysław Stanisław Reymont
Wydawnictwo: Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Rok wydania: 199
Stron: tom I (1. Jesień; 2. Zima) 602 strony (+ 129 wstępu); tom II (3. Wiosna; 4. Lato) 674 strony