„Ciemno, prawie noc” to historia Alicji Tabor, reporterki
dużej krajowej gazety, która przyjeżdża do rodzinnego Wałbrzycha, by zrobić
reportaż o tajemniczych zaginięciach dzieci – bez śladu przepadło ich już
troje. Alicja porzuciła Wałbrzych po studiach i nigdy tam nie wracała. Nie
miała do czego, nikt z jej najbliższej rodziny już nie żyje, został tylko stary
rodzinny, poniemiecki dom. W tym właśnie domu Alicji zatrzymuje się podczas pobytu
w Wałbrzychu. Powrót do miejsc wypartych na lata z pamięci sprawia, że Alicja oprócz
zaginionych dzieci zajmie się jeszcze jedną zagadką – historią własnej rodziny,
tajemniczą śmiercią siostry, nieobecnością w ich życiu matki. A obie zagadki
związane są z działaniem jakiejś tajemniczej, złej siły. Samo to brzmi ciekawie
i mnie zachęciło do sięgnięcia po książkę. A to tylko jedna, fabularna warstwa
książki.
Kolejną warstwą jest warstwa reporterska. Przeczytałam
gdzieś, że w poprzednich swoich książkach Joanna Bator szkicowała „Polaków
portret własny”. Uważam, że pokazuje go również i w tej książce. I nie jest to
portret pochlebny. Frustracja, agresja, ksenofobia, megalomania – to tylko
najbardziej rzucające się w oczy cechy. Autorka uwypukla je między innymi
poprzez wprowadzenie do narracji „fragmentów” z forum internetowego. Nie bez
powodu te wstawki noszą tytuł „Bluzg” – chyba nikomu, kto choć raz czytał
komentarze w Internecie nie trzeba wyjaśniać, skąd taka nazwa. Przy okazji już
tu warto wspomnieć o swobodzie pióra/języka Joanny Bator. Wpisy na tym książkowym
forum wyglądają jak żywcem wzięte z sieci, łącznie z literówkami, kamuflowaniem
przekleństw i nieporadną budową zdań. Zarówno na tym forum, jak i na
opisywanych spotkaniach w rynku (skojarzenia z aktualną sytuacją polityczną nie
do odparcia) wyraźnie widać, że ludzie nie potrafią już ze sobą rozmawiać.
Każdy ma swoją historię, swoją rzeczywistość, swoją opinię, którą nie tyle chce
się podzielić, co narzucić ją pozostałym – stąd najczęstsza interakcja to
wyzwiska i obrażanie; zamiast porozumienia – „byle moje było na wierzchu”.
W warstwie symbolicznej „Ciemno, prawie noc” to historia o
złu i dobru. Celowo napisałam to zestawienie odwrotnie – zło przeważa w tej
książce. Przedstawiony Wałbrzych jest miastem jak ze złego snu: lepkim,
osaczającym, ciemnym. Za każdym razem, kiedy otwierałam książkę, miałam
wrażenie jakbym ze swojej ładnej, gładkiej powierzchni, zanurzała się pod wodę,
gdzie dopiero widać prawdziwe życie. W „Ciemno, prawie noc” jest dużo zła, które
jest tak odpychające, że w pewnym momencie byłam bliska odłożeniu książki
(ostatecznie pominęłam dwie strony), ale w tej całej ciemności są osoby, które
dają nadzieję, które widzą zło i jego skutki (albo ich doświadczyły) i które w
niewielkiej może perspektywie, ale jednak ratują ten (i swój) świat.
Trudno mi ostatecznie polecić komuś tę książkę, bo nie jest
to lektura z gatunku lekka, łatwa i przyjemna. Podobała mi się tak, jak podobał
mi się „Dom Augusty” (ale proszę się nie sugerować tym zestawieniem) – to znaczy
niepokoiła mnie ta książka, ale jednak nie mogłam przestać jej czytać. Wydaje
mi się, że to dobrze, bo oznacza, że książka pobudza do myślenia. Ja jestem na
tak!
Tytuł: Ciemno, prawie noc
Autor: Joanna Bator
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2012
Stron: 528
Tytuł: Ciemno, prawie noc
Autor: Joanna Bator
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2012
Stron: 528
Czytałam jedną książkę Joanny Bator (Piaskową Górę) i jeden raz byłam w Wałbrzychu i tak jak do Wałbrzycha mnie nie ciągnie - trudno znaleźć bardziej depresyjne miejsce, to do książek autorki jak najbardziej. Lubię takie niepokojące powieści, które żyją w czytelniku długo po odstawieniu książki.
OdpowiedzUsuńNa mnie tez książka zrobiła duże wrażenie
OdpowiedzUsuń