sobota, 2 lutego 2013

Smuga krwi


Rzadko czytam kryminały, ale dla Theorina chętnie robię wyjątek. Choć jest to pisarz skandynawski, próżno szukać go na półkach bestsellerów. Theorin nie pisze kryminałów sensu stricto, w jego książkach nie spotkamy charyzmatycznego detektywa  po przejściach ani emerytowanego policjanta rozwiązującego zagadki. Można odnieść wrażenie, że u Theorina zbrodnia, jako przestępstwo, nie jest najważniejsza, lecz często miesza się ze zjawiskami, które niby można jakoś racjonalnie wytłumaczyć, ale mają w sobie jednak coś nadprzyrodzonego. Może dlatego właśnie trafia on również do grona szerszego niż tylko miłośnicy gatunku?


„Smuga krwi” to trzecia część tzw. cyklu olandzkiego, czyli serii kryminałów, których akcja osadzona jest na bałtyckiej wyspie Olandii. Właściwie poza miejscem i kilkoma drugoplanowymi bohaterami nic tych książek nie łączy, więc można spokojnie sięgnąć po „Smugę krwi” nie przeczytawszy wcześniejszych części („Zmierzchu” i „Nocnej zamieci”).

Na Olandii zostało już niewielu rdzennych mieszkańców, za to co krok budują się nowe wille mające służyć za letnie rezydencje zamożnym mieszkańcom stałego lądu. Niewiele osób więc zna dobrze okolicę i związane z nią historie czy legendy, a jak się okaże mogą mieć one kluczowe znaczenie dla rozwikłania niektórych zagadek. Głównym bohaterem powieści jest Per Mörner. Per jest zwyczajnym człowiekiem, który chce wieść przeciętne życie, na co jednak nie zawsze może sobie pozwolić ze względu na swojego ojca. Gerard Mörner, znany wszystkim jako Jerry, był bowiem swego czasu „szychą” w pornobiznesie. Można sobie wyobrazić, że z takim trudno o spokojne, przeciętne życie. Nawet po wielu latach bez utrzymywania kontaktu Jerry potrafi w jednej chwili zburzyć w miarę stabilne życie syna. Po niepokojącym telefonie Per jedzie po ojca do jego studia filmowego, jednak na miejscu zastaje ojca rannego, a w studio wybucha pożar (z ofiarami śmiertelnymi). Jerry, który kilka lat wcześniej przeszedł udar, nie potrafi wyjaśnić sytuacji, a jego pojedyncze słowa wprowadzają tylko jeszcze większą konfuzję. Nie wiadomo więc ani dlaczego doszło do pożaru, ani kto za tym stoi, ani jaki ma to związek z legendą o krwawym starciu elfów i trolli.

Wiem, że samo to nie brzmi jeszcze dość intrygująco, ale nie chcę pisać więcej, bo fabuła rozwija się niespiesznie (jak to u Theorina). Właściwie do połowy książki nie wiadomo, na rozwiązanie jakiej zagadki czekamy. Ale mimo to książkę czyta się przyjemnie, bo Theorin ma po prostu dar do snucia opowieści i czy opowiada o zbrodni, czy o szpitalu, czy o łące (alwarecie), robi to dobrze, obrazowo i interesująco. Niemniej jednak nie da się zaprzeczyć, że szalonego tempa i zaskakujących zwrotów akcji to tu raczej nie znajdziemy. Za to będzie wiele reminiscencji niektórych bohaterów z dawnych lat, a także trochę elementów niesamowitych. I oczywiście opisy Olandii wraz z jej „bagażem” etnograficznym – zwyczajami i wierzeniami praktykowanymi zarówno kilkadziesiąt lat temu (wspomnienia Gerlofa) jak i obecnie (ogniska w Noc Walpurgii).

Myślę, że jest to lekka, rozrywkowa książka dla każdego. Nawet jeśli na co dzień nie sięgacie po kryminały, Theorina polecam z czystym sumieniem!


Tytuł: Smuga cienia
Autor: Johan Theorin
Tłumacz: Barbara Matusiak
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2012
Stron: 456