czwartek, 30 sierpnia 2012

Ktoś we mnie


Kiedy zaczynałam czytać tę książkę, nie wiedziałam, o czym będzie, ani czego się właściwie po niej spodziewać. Po stu stronach lektury, dalej tego nie wiedziałam, w związku z czym byłam bliska odłożenia książki na półkę. Jednak nie zrobiłam tego i wreszcie około 170 strony akcja nareszcie nabrała tempa. A ja zaczęłam myśleć, że akcja nie jest celem tej książki, ale raczej pretekstem do pokazania pewnego wycinka brytyjskiej powojennej rzeczywistości. Przez większą część książki dobrze poznajemy jej głównych bohaterów, a są nimi: prowadzący narrację blisko czterdziestoletni doktor Faraday oraz rodzina Ayersów, matka i jej dwoje dorosłych dzieci Roderick i Caroline, mieszkająca w popadającej w ruinę posiadłości Hundreds Hall, a także sam dom Hundreds Hall. Okazuje się (po tych ok. 170 stronach), że w domu dzieje się coś niedobrego: jakaś tajemnicza siła czy istota przesuwa przedmioty, zostawia tajemnicze ślady na ścianach lub sufitach. Jednak tylko jedna osoba widzi te zdarzenia. Doktor Faraday, racjonalny do bólu, nie dopuszcza do świadomości istnienia jakichkolwiek zjawisk nadprzyrodzonych i tłumaczy rodzinie, że najlepszym wyjściem dla osoby dotkniętej tymi omamami, jest leczenie psychiatryczne. Jednak okazuje się, że problem nie znika i kolejna osoba z rodziny zaczyna doświadczać podobnych zjawisk. Czy więc chodzi o dziedziczną przypadłość natury psychicznej czy może jednak o klątwę domu?
Autrorka nie narzuca czytelnikowi żadnej odpowiedzi – każdy sam na podstawie własnych emocji musi zadecydować, co jego zdaniem, naprawdę zdarzyło się w Hundred Halls.

Jak już wcześniej pisałam książka jest mocno przegadana (szczególnie na początku), ale sceneria (ogromna, mroczna posiadłość) i późniejsze emocje to wynagradzają. Atmosfera w drugiej połowie książki robi się trochę jak z filmu „Sierociniec” – tajemnicze znaki, odgłosy jak gdyby jakaś niewidzialna postać bawiła się w mieszkańcami domu, pomieszczenia, do których od lat nikt nie wchodził… Z drugiej strony chłodny głos rozsądku w postaci doktora Faradaya, sprowadzający wszystko do zjawisk naturalnych – odgłosy to wiatr albo skrzypienie starych belek, znaki na ścianach – zawilgocone mury. Każdy czytelnik, czy racjonalny czy skłonny do wierzenia w zjawiska nadprzyrodzone, może przyjąć własne stanowisko i własną wersję wydarzeń.

„Ktoś we mnie” cieszy się dużą popularnością w Wielkiej Brytanii – w 2009 roku była nominowana do prestiżowej nagrody Man Booker. Porusza bowiem kwestie ważne dla angielskiego społeczeństwa: urazy międzyklasowe, zmiany społeczne po wyczerpującej II wojnie światowej, psychologiczne aspekty obserwowania upadku swojej rodziny i swojej rodzinnej posiadłości: „(…) Hundreds nie oparło się działaniu historii, zniszczone własną niemocą i niechęcią do nadchodzących zmian. (…) Ayresowie, niezdolnie pójść z duchem czasu, wybrali odwrót, który w tym przypadku przybrał postać obłędu (…) takich rodzin jest w Anglii na pęczki; znikają jedna po drugiej.” („Ktoś we mnie” Sarah Waters, Prószyński i S-ka, 2009, s. 464)

Polecam bardziej miłośnikom angielskiej obyczajowości niż miłośnikom dreszczyku emocji. Zdecydowanie więcej jest tu tego pierwszego. 

Tytuł: Ktoś we mnie
Autor: Sarah Waters
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2009
Stron: 464

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz