czwartek, 16 sierpnia 2012

Porzucone cz.2


Kolejna odsłona książek niedoczytanych:



1) „Marzenia i tajemnice” Danuta Wałęsa – naprawdę nie rozumiem tych zachwytów nad stroną literacko-językową tej książki. To nie literatura, to zapis zwierzeń, zbudowany z prostych, krótkich zdań. Nie przypadł mi do gustu wcale. Może gdybym odnalazła się w tematyce, to nie przeszkadzałaby mi tak bardzo ta sfera językowa. A tak, odłożyłam bez żalu.






2) „Kwestia Finklera” Howard Jacobson – no tu mi trochę wstyd. Mam jakieś takie przekonanie, że laureaci Bookera to naprawdę same świetne książki, więc skoro ta mi nie podchodzi, to może ze mną coś jest nie tak?  Nie skreślam tej pozycji, być może jeszcze do niej wrócę. Ale w tej chwili nie mam ochoty jej dalej czytać. Z lekkim żalem oddaję do biblioteki.






3) „Wyjechali” W.G. Sebald – bardzo rzadko się zdarza (a właściwie, chyba po raz pierwszy się zdarzyło), że odkładam książkę z powodu języka, jakim jest napisana, a nie z powodu treści. No i teraz są dwie możliwości: albo jest to wina tłumaczki i redakcji, albo autor tak ma. Obawiam się, że jednak może chodzić o to pierwsze. Ja rozumiem, że składnia języka niemieckiego bywa dość skomplikowana, ale sądzę, że język polski jest na tyle elastyczny, że można uniknąć zdań tego typu: (...) ani Edward, ani dr Selwyn nie chcieli czy też nie potrafili komentować tych zdjęć, w przeciwieństwie do wielu innych, prezentujących wiosenną florę wyspy i wszelkie pełzające lub uskrzydlone stworzenia, toteż gdy oni sami drżeli lekko na ekranie, w pokoju panowała niemal kompletna cisza." (s.26) Takich zdań jest więcej, tej książki się nie czyta, przez nią się brnie, cofając co chwilę, żeby sprawdzić, czego tak naprawdę dotyczy ta druga część zdania. Może jeszcze spróbuję w innym tłumaczeniu? Poza tym uważam, że wydawnictwo WAB bardzo nieładnie potraktowało czytelnika, bo w książce jest sporo cytatów po angielsku, które nigdzie nie są przetłumaczone!

4) „Saga Sigrun” Elżbieta Cherezińska – trochę mi szkoda tej książki, więc może jeszcze do niej wrócę. Chyba trafiłam z tą książką w zły moment, miałam ochotę na coś poważnego, a to raczej czytadło, choć osadzone w bardzo interesujących realiach. No i przez te kilkadziesiąt stron, które przeczytałam, zaczęła mnie trochę irytować przesłodzona i nieskalana główna bohaterka. Mimo to nadal jestem ciekawa „Korony krwi i śniegu”, ale to pozycja, która z racji gabarytu (większy niż przeciętny format, twarda oprawa i blisko 800 stron) kwalifikuje się raczej na czytnik ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz