Może gdybym nie czytała wcześniej
„Szpitala Babylon”, trochę lepiej odebrałabym „Air Babylon”. Jednak porównanie do innej części tego cyklu
nie wypada dla „Air” zbyt korzystnie z dwóch powodów: po pierwsze informacje zza
kulis pracy na lotnisku okazują się trochę mniej zajmujące niż te z oddziału
ratunkowego. A po drugie wychodzi na to, że wszystkie książki z serii
„Babylon” mają za cel przedstawić czytelnikowi takie środowisko pracy, w którym
każdy sypia z każdym i generalnie ludzi poza pracą zajmuje tylko seks, imprezy
i używki. O ile przy jednej książce mi to nie przeszkadzało, o tyle jeśli cały
cykl tak wygląda, trochę to nudne i płytkie…
Co do samej treści: „Air Babylon”
opowiada o jednym dniu z życia menedżera linii lotniczych. Ten dzień powstał
na podstawie opowieści wielu anonimowych osób pracujących na lotnisku lub w
samolotach. Żeby było jak najciekawiej i żeby przedstawić jak najwięcej, w tym
jednym dniu skupiają się wszystkie możliwe problemy tej pracy (zgon na
pokładzie, zgon na lotnisku, ucieczka tropikalnego węża itp.). Jednak tych kilka
ciekawostek związanych z funkcjonowaniem lotniska i samego przebiegu lotu (z
punktu widzenia pracownika załogi) nie jest, moim zdaniem, warte całej lektury.
Gdyby nie fakt, że książkę czyta się błyskawicznie (treści niewiele, literki
duże, odstępy duże), na pewno dołączyłaby do grona książek porzuconych.
Chociaż są trzy grupy
czytelników, którym ta książka może przypaść do gustu. Pierwsza to ci, którzy
nie czytali jeszcze nic z serii „Babylon”, a chcą (chociaż jeśli macie wybór,
to zdecydowanie bardziej polecam „Szpital”). Druga to tacy, którzy potrzebują
lektury odmóżdżającej (sama tak miałam w ostatnich dniach, co też zaważyło na
przeczytaniu tej książki do końca). A trzecia to pracownicy branży, bo przecież
wszyscy lubimy czytać o sobie samych (choćby w takiej przerysowanej wersji).
I jeszcze jedna uwaga na koniec.
Jeśli macie wybór i możliwość, czytajcie w oryginale (po angielsku).
Tłumaczenie na polski jest po raz kolejny nie najlepszej jakości (zwracałam też na to
uwagę przy „Szpitalu Babylon”): bardzo wyraźne są kalki składniowe przez co
szyk zdania bywa zaburzony, a dialogi nienaturalne. Wygląda, jakby nikt tego
tłumaczenia przed oddaniem do druku drugi raz nie przeczytał.
No cóż, jak dla mnie druga i raczej ostatnia lektura z tej serii. Chyba że napiszą coś o mojej branży ;)
Tytuł: Air
Babylon
Autor:
Imogen Edwards-Jones i autorzy anonimowi
Przekład:
Zuzanna Szwed
Wydawnictwo:
Pascal
Rok wydania:
2011
Liczba
stron: 448
Air coś tam, cała seria zaspokaja moje potrzeby w zakresie plotek, bo nie czytuję takiej prasy ani Pudelków i czy kozaczków. Raz do roku sięgam po jedną z nich, przeważnie w lecie. Ubaw mam, ale faktycznie trochę są schematyczne.
OdpowiedzUsuńNie Air coś tam, a Coś tam Babylon, pomyliło mi się
Usuń