Tę książkę dojrzałam gdzieś w
zapowiedziach wydawnictwa Czarne i moja czytelnicza intuicja okazała się w tym
przypadku słuszna.
Siuzanna ma sześć lat i mieszka w
powojennej Moskwie w komunałce ze swoją mamą i trzema innymi kobietami –
starszymi paniami. Z przymusu tworzą coś na kształt rodziny. Trzy starsze panie
z prawdziwie babciną troską zajmują się Siuzanną w czasie gdy jej mama chodzi
do pracy w fabryce. Dziewczynkę nazywają między sobą Sofiuszką, bo tak ją (bez
wiedzy matki) ochrzciły:
„W metryce zapisane miała: Siuzanna.
Imię barbarzyńskie, przebacz Panie. Kiedyś tak nazywano dziewki nieprzyzwoite,
żeby zastępów świętych nie obrażać. A teraz, matka rodzona sama wybrała to imię
sobacze…
Myślały, myślały, wertowały Żywoty świętych. (…) Postanowiły, że na
cześć Sofii.” (s.18)
Te trzy kobiety wiele dzieli i przed wojną ich
drogi raczej by się nie skrzyżowały: babcia Ariadna jest artystokratką, babcia
Jewdokija skończyła tylko trzy klasy szkoły podstawowej, a babcia Glikerija
jest chłopką. Teraz łączy je troska o przybraną wnuczkę (która w wieku 6 lat
jeszcze nie mówi) i chęć chronienia jej przed tą nieludzką, pozbawioną
wszelkich wartości rzeczywistością, która je otacza. Chodzą z dziewczynką do
cerkwi, uczą francuskiego, zapraszają do teatru na balet „Śpiąca królewna” – dają jej coś, co w tamtych czasach było nie
pomyślenia: wolność myśli.
Na tę nietypową rodziną, a
przecież bliższą sobie niż niejedna tradycyjna rodzina, przychodzi czas próby.
Matka Sofiuszki okazuje się śmiertelnie chora. Po jej ewentualnej śmierci
dziecko trafi do domu dziecka, bo przecież w świetle prawa wychowujące ją babki
nie są rodziną. Jednak kobiety zrobią wszystko, by do tego nie dopuścić.
Książka jest wspaniale
skonstruowana – choć opowieść biegnie w zasadzie liniowo, co jakiś czas
następuje zmiana perspektywy (raz patrzymy oczami Antoniny - matki Siuzanny – innym razem oczami którejś z
babć, czasem samej dziewczynki). Dzięki temu bez zbędnych opisów bliżej poznajemy
każdą z tych postaci.
Bardzo uderzyło mnie zestawienie
świata, jaki budują dla dziewczynki babcie, z komunistyczną rzeczywistością.
Wyjątkowo wyraźnie przedstawiona została bezosobowa, sztywna i arogancka natura
tamtego ustroju. Tym czulej brzmią słowa babci Jewdokiji: „Nie słuchaj
wszystkiego. (…) A jak usłyszysz, to nie wierz we wszystko. Ludzie są różni…
Wygląd potrafi kłamać. Zdarzają się ludzie chytrzy jak lisy, a bywają i kruki…
Dorośniesz, sama nauczysz się rozeznawać w ich gatunkach…” (s. 102).
Ciekawy jest też język książki –
zupełnie naturalny, świeży, potoczny. Nie przejmuje się stylem ani rejestrem,
tylko snuje swoją opowieść. Prawie jakby się słuchało własnej babci J
„Czas kobiet” to piękna i gorzka
baśń o zaklętej dziewczynce, na którą – niczym w „Śpiącej królewnie”, która
fascynowała Sofiuszkę – ktoś rzucił zły urok i teraz musi czekać, aż obudzi się
w lepszym czasie. Na szczęście ma przy sobie trzy dobre wróżki, które co prawda
nie mają takiej mocy, by zdjąć zaklęcie zupełnie, ale mogą je złagodzić.
Piękna książka. Naprawdę szczerze
polecam!
Tytuł: Czas kobiet
Autor: Jelena Czyżowa
Tłumacz: Agnieszka Sowińska
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 224
Uwielbiam takie gorzkie opowieści, chociaż nieraz wywołują we mnie smutek czy nostalgię. Cieszę się, że "Czas kobiet" czeka na mojej półce. Na pewno sięgnę po tę lekturę w nadchodzącym miesiącu, bo skutecznie zachęciłaś mnie do niej.
OdpowiedzUsuńWydawnictwo Czarne wydaje naprawdę świetne książki! Jeśli tylko pojawi się możliwość, to na pewno sięgnę po "Czas kobiet".
OdpowiedzUsuń