Jestem z takiego pokolenia, które
w czasie gdy trwała wojna w byłej Jugosławii, biegało po podwórku bawiąc się w
chowanego, a słowo Sarajewo było dla nas co najwyżej określeniem jakiejś
totalnej biedy i wieśniactwa. No cóż, dzieci są okrutne, a też trudno było oczekiwać
żeby z 10-latkiem ktoś poważnie rozmawiał o wojnie. Dzisiaj odczuwam z tego powodu pewien
kompleks, który próbuję zaleczyć czytając książki na ten temat. Pierwszy był
reportaż Wojciecha Tochmana „Jakbyś kamień jadła”, który skupiał się na
tragedii osób mieszkających w różnych częściach byłej Jugosławii, ale na
prowincji. Tym razem wraz z amerykańską reporterką Barbarą Demick „spędzamy”
czas wojny w oblężonej stolicy Bośni – Sarajewie.
Książka powstała na bazie
reportaży prasowych, które w czasie trwania wojny, autorka pisała do swej
macierzystej gazety „The Philadelphia Inquirer”. Ponieważ dla Amerykanów
tocząca się gdzieś w niewielkim zakątku Europy lokalna wojna nie stanowiła „gorącego
tematu”, wydawca wpadł na pomysł, by relacjonować przebieg wydarzeń z punktu
widzenia mieszkańców jednej wybranej ulicy. By przyciągnąć uwagę czytelników
przywiązując ich do konkretnych bohaterów. Wybór autorki padł na ulicę
Longaviną i jej mieszkańców, którzy mogli służyć za przekrój społeczny całego
Sarajewa; mieszkali tam bowiem zarówno muzułmańscy Bośniacy, jak i katoliccy
Chorwaci i prawosławni Serbowie –w spokojnej koegzystencji, wspólnie obchodząc
święta wszystkich wyznań i zakładając mieszane rodziny. Warto też wspomnieć, że
mieszkali oni (do 1992 roku) w mieście zasobnym i rozwiniętym. Jugosławia była
chyba najbogatszym spośród wszystkich państw bloku wschodniego, a Sarajewo było
tętniącym życiem, kosmopolitycznym dużym miastem (przecież nawet gospodarzem
Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 1984 roku). Żyli tak, jak my żyjemy teraz: w
dostatku, bezpieczeństwie, nie zastanawiając się nad tym, skąd wziąć prąd czy
wodę. Wybuch wojny i idące za tym oblężenie miasta postawiło ich życie do góry
nogami. Nagle ci wszyscy zwyczajni ludzie zostają postawieni w sytuacji ekstremalnego
zagrożenia życia, przenoszą się ze swoich zadbanych i dobrze wyposażonych mieszkań
do piwnic i schronów, gdzie bez prądu, gazu i bieżącej wody, spędzają czas w
obawie przed ostrzałem. Tym, co najbardziej uderzyło mnie podczas lektury „W
oblężeniu”, była łatwość wyobrażenia sobie siebie i swoich bliskich w podobnej
sytuacji. Wśród całej gamy bohaterów łatwo znaleźć sobie kogoś do szczególnego
zidentyfikowania się (dla mnie była to rodzina Kaljancow, młode małżeństwo z
dwójką małych dzieci), a pozostałych szybko zaczynamy traktować jak własnych
sąsiadów. Dzięki temu „W oblężeniu” wciąga bez reszty, trzyma w napięciu i każe
szybko przewracać kartki.
Książka jest świetnie
skonstruowana, każdy rozdział pokazuje inny aspekt rozgrywającego się dramatu, np.
rozdział czwarty „Mistrzowie improwizacji” pokazuje, jakiej pomysłowości i
kreatywności wymagało przeżycie w oblężonym mieście, począwszy od przepisów na
pożywne posiłki oparte o żywność z pomocy humanitarnej (głównie mleko w proszku
i konserwy) po utrzymanie czystości i higieny bez prądu i bieżącej wody.
Autorka pisze też o dzieciach i dorastaniu w wojennej rzeczywistości (wojna
trwała 4 lata), o oporze cywilnym i wojskowym, o próbach ucieczki z oblężonego
miasta, o tragicznych i makabrycznych wydarzeniach. A wszystko to ujęte w
historiach mieszkańców ulicy Longavinej, których poznajemy już na pierwszych
stronach książki (na samym początku są trzy mapki, przybliżające lokalizację
samego Sarajewa, a w nim ulicy Longavinej, a także spis mieszkańców tej ulicy,
czyli bohaterów książki). Razem z nimi drżymy na odgłos granatu moździerzowego,
boimy się o los bliskich, z irytacją i niecierpliwością wyczekujemy interwencji
stacjonujących w Bośni oddziałów NATO, i razem z nimi odczuwamy radosną ulgę, gdy
do tej interwencji w końcu dochodzi. Jednak moment kulminacyjny nie przynosi w
tym przypadku katharsis.
Postanowienia układu pokojowego z Dayton, choć zapewniły pokój i spokój, nie
uczyniły zadość sprawiedliwości, stając się wielką zadrą w stosunkach
etnicznych krajów byłej Jugosławii.
Barbara Demick wraca do Sarajewa,
na ulicę Longaviną 15 lat po wojnie, by zobaczyć, jak układa się życie jej
mieszkańcom. Nie ma powrotu do życia sprzed wojny, a układanie sobie na nowo
życia w powojennej rzeczywistości jest wyjątkowo trudne: zniszczenia wojenne,
przesiedlenia, emigracja wyniszczyły gospodarkę. Nie ma pracy, założenia
własnej firmy graniczy z cudem, zresztą i tak nie ma rynku zbytu. Ludzie,
którzy z taką wiarą i siłą przetrwali kilka lat w oblężonym mieście, właściwie
cały czas na muszce snajperów, chwilami tracą nadzieję na lepsze jutro.
Co tu dużo mówić: ta książka to
kolejna lektura obowiązkowa dla każdego! Żeby wiedzieć, żeby zrozumieć, żeby
zapamiętać na przyszłość.
PS. Jak to dobrze, że mamy na
rynku takie wydawnictwo jak Czarne J
Teraz z niecierpliwością czekam na marzec i premierę antologii polskiego
reportażu XX wieku.
Autor: Barbara Demick
Tytuł: W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy.
Tłumacz: Hanna Pustuła-Lewicka
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2014
Liczna stron: 248
A czy znasz "Pocztówki z grobu" Emira Suljagicia? Na długo zapadają w pamięć.
OdpowiedzUsuńMuszę zanotować. Moi rodzice odbyli w zeszłym roku bardzo ciekawą podróż po tych rejonach i chętnie uzupełnię wiedzę na ten temat. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńEireann - nie znam, dopisuję do listy! Dziękuję za rekomendację :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja. Na pewno sięgnę po tę książkę, ponieważ moja wiedza na temat wojny na Bałkanach jest naprawdę bardzo nikła...
OdpowiedzUsuńmoja wiedza w tym temacie jest bardzo uboga, dlatego chętnie przeczytam i dowiem się czegoś nowego :)
OdpowiedzUsuń