wtorek, 4 lutego 2014

W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy

Jestem z takiego pokolenia, które w czasie gdy trwała wojna w byłej Jugosławii, biegało po podwórku bawiąc się w chowanego, a słowo Sarajewo było dla nas co najwyżej określeniem jakiejś totalnej biedy i wieśniactwa. No cóż, dzieci są okrutne, a też trudno było oczekiwać żeby z 10-latkiem ktoś poważnie rozmawiał o wojnie.  Dzisiaj odczuwam z tego powodu pewien kompleks, który próbuję zaleczyć czytając książki na ten temat. Pierwszy był reportaż Wojciecha Tochmana „Jakbyś kamień jadła”, który skupiał się na tragedii osób mieszkających w różnych częściach byłej Jugosławii, ale na prowincji. Tym razem wraz z amerykańską reporterką Barbarą Demick „spędzamy” czas wojny w oblężonej stolicy Bośni – Sarajewie.

Książka powstała na bazie reportaży prasowych, które w czasie trwania wojny, autorka pisała do swej macierzystej gazety „The Philadelphia Inquirer”. Ponieważ dla Amerykanów tocząca się gdzieś w niewielkim zakątku Europy lokalna wojna nie stanowiła „gorącego tematu”, wydawca wpadł na pomysł, by relacjonować przebieg wydarzeń z punktu widzenia mieszkańców jednej wybranej ulicy. By przyciągnąć uwagę czytelników przywiązując ich do konkretnych bohaterów. Wybór autorki padł na ulicę Longaviną i jej mieszkańców, którzy mogli służyć za przekrój społeczny całego Sarajewa; mieszkali tam bowiem zarówno muzułmańscy Bośniacy, jak i katoliccy Chorwaci i prawosławni Serbowie –w spokojnej koegzystencji, wspólnie obchodząc święta wszystkich wyznań i zakładając mieszane rodziny. Warto też wspomnieć, że mieszkali oni (do 1992 roku) w mieście zasobnym i rozwiniętym. Jugosławia była chyba najbogatszym spośród wszystkich państw bloku wschodniego, a Sarajewo było tętniącym życiem, kosmopolitycznym dużym miastem (przecież nawet gospodarzem Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 1984 roku). Żyli tak, jak my żyjemy teraz: w dostatku, bezpieczeństwie, nie zastanawiając się nad tym, skąd wziąć prąd czy wodę. Wybuch wojny i idące za tym oblężenie miasta postawiło ich życie do góry nogami. Nagle ci wszyscy zwyczajni ludzie zostają postawieni w sytuacji ekstremalnego zagrożenia życia, przenoszą się ze swoich zadbanych i dobrze wyposażonych mieszkań do piwnic i schronów, gdzie bez prądu, gazu i bieżącej wody, spędzają czas w obawie przed ostrzałem. Tym, co najbardziej uderzyło mnie podczas lektury „W oblężeniu”, była łatwość wyobrażenia sobie siebie i swoich bliskich w podobnej sytuacji. Wśród całej gamy bohaterów łatwo znaleźć sobie kogoś do szczególnego zidentyfikowania się (dla mnie była to rodzina Kaljancow, młode małżeństwo z dwójką małych dzieci), a pozostałych szybko zaczynamy traktować jak własnych sąsiadów. Dzięki temu „W oblężeniu” wciąga bez reszty, trzyma w napięciu i każe szybko przewracać kartki.

Książka jest świetnie skonstruowana, każdy rozdział pokazuje inny aspekt rozgrywającego się dramatu, np. rozdział czwarty „Mistrzowie improwizacji” pokazuje, jakiej pomysłowości i kreatywności wymagało przeżycie w oblężonym mieście, począwszy od przepisów na pożywne posiłki oparte o żywność z pomocy humanitarnej (głównie mleko w proszku i konserwy) po utrzymanie czystości i higieny bez prądu i bieżącej wody. Autorka pisze też o dzieciach i dorastaniu w wojennej rzeczywistości (wojna trwała 4 lata), o oporze cywilnym i wojskowym, o próbach ucieczki z oblężonego miasta, o tragicznych i makabrycznych wydarzeniach. A wszystko to ujęte w historiach mieszkańców ulicy Longavinej, których poznajemy już na pierwszych stronach książki (na samym początku są trzy mapki, przybliżające lokalizację samego Sarajewa, a w nim ulicy Longavinej, a także spis mieszkańców tej ulicy, czyli bohaterów książki). Razem z nimi drżymy na odgłos granatu moździerzowego, boimy się o los bliskich, z irytacją i niecierpliwością wyczekujemy interwencji stacjonujących w Bośni oddziałów NATO, i razem z nimi odczuwamy radosną ulgę, gdy do tej interwencji w końcu dochodzi. Jednak moment kulminacyjny nie przynosi w tym przypadku katharsis. Postanowienia układu pokojowego z Dayton, choć zapewniły pokój i spokój, nie uczyniły zadość sprawiedliwości, stając się wielką zadrą w stosunkach etnicznych krajów byłej Jugosławii.

Barbara Demick wraca do Sarajewa, na ulicę Longaviną 15 lat po wojnie, by zobaczyć, jak układa się życie jej mieszkańcom. Nie ma powrotu do życia sprzed wojny, a układanie sobie na nowo życia w powojennej rzeczywistości jest wyjątkowo trudne: zniszczenia wojenne, przesiedlenia, emigracja wyniszczyły gospodarkę. Nie ma pracy, założenia własnej firmy graniczy z cudem, zresztą i tak nie ma rynku zbytu. Ludzie, którzy z taką wiarą i siłą przetrwali kilka lat w oblężonym mieście, właściwie cały czas na muszce snajperów, chwilami tracą nadzieję na lepsze jutro.

Co tu dużo mówić: ta książka to kolejna lektura obowiązkowa dla każdego! Żeby wiedzieć, żeby zrozumieć, żeby zapamiętać na przyszłość.

PS. Jak to dobrze, że mamy na rynku takie wydawnictwo jak Czarne J Teraz z niecierpliwością czekam na marzec i premierę antologii polskiego reportażu XX wieku.

Autor: Barbara Demick
Tytuł: W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy.
Tłumacz: Hanna Pustuła-Lewicka
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2014
Liczna stron: 248


5 komentarzy:

  1. A czy znasz "Pocztówki z grobu" Emira Suljagicia? Na długo zapadają w pamięć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę zanotować. Moi rodzice odbyli w zeszłym roku bardzo ciekawą podróż po tych rejonach i chętnie uzupełnię wiedzę na ten temat. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Eireann - nie znam, dopisuję do listy! Dziękuję za rekomendację :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawa recenzja. Na pewno sięgnę po tę książkę, ponieważ moja wiedza na temat wojny na Bałkanach jest naprawdę bardzo nikła...

    OdpowiedzUsuń
  5. moja wiedza w tym temacie jest bardzo uboga, dlatego chętnie przeczytam i dowiem się czegoś nowego :)

    OdpowiedzUsuń