piątek, 21 lutego 2014

Eli, Eli

Trochę  się bałam tej książki. Zewsząd dochodziły mnie opinie, że to najmocniejsza książka Tochmana, że „miadży”, że po jej lekturze nic już nie będzie takie samo (celowo trochę przesadzam). A ponieważ czytałam wcześniej reportaże Wojciecha Tochmana i rzeczywiście poruszały mnie do głębi, to z tych opinii wyciągnęłam dla siebie wniosek, że mogę nie udźwignąć tej lektury emocjonalnie. Był to jednak nietrafiony wniosek. Bardziej niż obiegowym opiniom i recenzjom, powinnam zaufać samemu autorowi i jego umiejętności przedstawiania zła i niesprawiedliwości świata w sposób obiektywny, bez grania na emocjach czytelników.

Książki „Eli, Eli” jest efektem wspólnej pracy reportera Wojciecha Tochmana i fotografa Grzegorza Wełnickiego. Jest więc reporterskim i fotograficznym spojrzeniem na „najgorsze miejsce na świecie”. Jeśli dotychczas Filipiny kojarzyły wam się głównie z rajskimi plażami , to ta lektura zrewiduje wasze poglądy. Dowiecie się, że w stolicy tego kraju – Manili – są slumsy, w których ludzie zamieszkują na cmentarnych grobowcach (zwyczajnie tam śpią, gotują i uprawiają seks), w których już 10-latki zarabiają na życie rodziny swoim ciałem, w których jednym zakładem dającym stałą i pewną pracę jest zakład pogrzebowy. Prostytucja, narkotyki, gangi, syf, śmierć. A wszystko to w sąsiedztwie Starbucksów, centrów handlowych, drogich hoteli i siedzib światowych korporacji. Chyba najbardziej poruszyło mnie właśnie zdjęcie przedstawiające „krajobraz”, na którego pierwszym planie widzimy zaniedbany cmentarz, który wygląda jak skrzyżowanie nekropolii z ogródkami działkowymi, a na drugim planie, właściwie tuż za murem – wysokie nowoczesne „szklane domy”. Uderzający kontrast.

W ogóle „Eli, Eli” to książka, w której zdjęcia nie są dodatkiem, lecz równoważną treścią. Schemat jest taki: najpierw zdjęcie, które zatrzymuje uwagę czytelnika, by za chwilę stać się punktem wyjścia do czyjejś historii albo do bardziej ogólnych przemyśleń reportera.

Odniosłam wrażenie, że z tej książki przebija bunt wobec bezradności i niesprawiedliwości. Czasami wydawało mi się, że reporter pisze nie tyle dla czytelników, ile dla samego siebie, by w ten sposób wyrzucić z siebie  tę frustrację i niezgodę przelewając ją po części na czytelnika. Otwiera nam oczy, epatuje cierpieniem, brzydotą, niesprawiedliwością, by wzbudzić w nas tę samą złość, tę samą niezgodę na taką rzeczywistość. By nie zostawić czytelników obojętnymi.

Bardzo cenię sobie takie książki. Czytając, chcę poznawać świat i ludzkość, dowiadywać się o nich jak najwięcej, zgłębiać; homo sum et nihil humani a me alienum puto. Nigdy nie interesowała mnie literatura fantastyczna czy romanse, bo nigdy nie interesował mnie świat wymyślony. Dlatego tak bardzo cenię sobie dobre reportaże, które wytrącają mnie z mojej bezpiecznej, komfortowej równowagi, by pokazać mi, jak naprawdę wygląda świat. I „Eli, Eli” właśnie do takich reportaży należy.

Tytuł: Eli, Eli
Autor: Wojciech Tochman
Fotografie: Grzegorz Wełnicki
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 136


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz