Trochę się bałam tej książki. Zewsząd dochodziły
mnie opinie, że to najmocniejsza książka Tochmana, że „miadży”, że po jej
lekturze nic już nie będzie takie samo (celowo trochę przesadzam). A ponieważ
czytałam wcześniej reportaże Wojciecha Tochmana i rzeczywiście poruszały mnie
do głębi, to z tych opinii wyciągnęłam dla siebie wniosek, że mogę nie
udźwignąć tej lektury emocjonalnie. Był to jednak nietrafiony wniosek. Bardziej
niż obiegowym opiniom i recenzjom, powinnam zaufać samemu autorowi i jego
umiejętności przedstawiania zła i niesprawiedliwości świata w sposób
obiektywny, bez grania na emocjach czytelników.
Książki „Eli, Eli” jest efektem
wspólnej pracy reportera Wojciecha Tochmana i fotografa Grzegorza Wełnickiego.
Jest więc reporterskim i fotograficznym spojrzeniem na „najgorsze miejsce na
świecie”. Jeśli dotychczas Filipiny kojarzyły wam się głównie z rajskimi
plażami , to ta lektura zrewiduje wasze poglądy. Dowiecie się, że w stolicy
tego kraju – Manili – są slumsy, w których ludzie zamieszkują na cmentarnych
grobowcach (zwyczajnie tam śpią, gotują i uprawiają seks), w których już
10-latki zarabiają na życie rodziny swoim ciałem, w których jednym zakładem
dającym stałą i pewną pracę jest zakład pogrzebowy. Prostytucja, narkotyki,
gangi, syf, śmierć. A wszystko to w sąsiedztwie Starbucksów, centrów
handlowych, drogich hoteli i siedzib światowych korporacji. Chyba najbardziej
poruszyło mnie właśnie zdjęcie przedstawiające „krajobraz”, na którego
pierwszym planie widzimy zaniedbany cmentarz, który wygląda jak skrzyżowanie
nekropolii z ogródkami działkowymi, a na drugim planie, właściwie tuż za murem –
wysokie nowoczesne „szklane domy”. Uderzający kontrast.
W ogóle „Eli, Eli” to książka, w
której zdjęcia nie są dodatkiem, lecz równoważną treścią. Schemat jest taki:
najpierw zdjęcie, które zatrzymuje uwagę czytelnika, by za chwilę stać się
punktem wyjścia do czyjejś historii albo do bardziej ogólnych przemyśleń
reportera.
Odniosłam wrażenie, że z tej
książki przebija bunt wobec bezradności i niesprawiedliwości. Czasami wydawało
mi się, że reporter pisze nie tyle dla czytelników, ile dla samego siebie, by w
ten sposób wyrzucić z siebie tę
frustrację i niezgodę przelewając ją po części na czytelnika. Otwiera nam oczy,
epatuje cierpieniem, brzydotą, niesprawiedliwością, by wzbudzić w nas tę samą
złość, tę samą niezgodę na taką rzeczywistość. By nie zostawić czytelników
obojętnymi.
Bardzo cenię sobie takie książki.
Czytając, chcę poznawać świat i ludzkość, dowiadywać się o nich jak najwięcej,
zgłębiać; homo sum et nihil humani a me
alienum puto. Nigdy nie interesowała mnie literatura fantastyczna czy
romanse, bo nigdy nie interesował mnie świat wymyślony. Dlatego tak bardzo
cenię sobie dobre reportaże, które wytrącają mnie z mojej bezpiecznej,
komfortowej równowagi, by pokazać mi, jak naprawdę wygląda świat. I „Eli, Eli” właśnie
do takich reportaży należy.
Tytuł: Eli, Eli
Autor: Wojciech Tochman
Fotografie: Grzegorz Wełnicki
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 136
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz