niedziela, 13 listopada 2011

Powrót nauczyciela tańca

Dopiero co pisałam o skandynawskich kryminałach i o tym, że za kryminałami nie przepadam, a tu voila, sięgnęłam po najpopularniejszego chyba ostatnio skandynawskiego pisarza powieści kryminalnych Henninga Mankella. I, chyba będę odosobniona w swojej opinii, zawiodłam się na tej lekturze.

Sięgnęłam po Mankella po wielokrotnych namowach, a ostatecznie, po recenzji w kwartalniku „Książki”. Fragment recenzji z „The Times”, który znajduje się na okładce („Wciągający, sugestywny thriller, który rozgrywa się w przerażająco mrocznej atmosferze zła”) również zaostrzył mój apetyt na tę książkę. A tymczasem przez połowę książki poważnie rozważałam jej odłożenie, nie znalazłam w niej ani mrocznej atmosfery, ani wciągającego thrillera.

Na odludziu na północy Szwecji zostaje brutalnie zamordowany były inspektor policji Herbert Molin. Morderstwo jest wyjątkowo okrutne, a przy tym ewidentnie drobiazgowo zaplanowane – od użycia gazu łzawiącego, po krwawe ślady na podłodze układające się w kroki tanga. Miejscowej policji w śledztwie prywatnie pomaga Stefan Lindman – dawny współpracownik Molina. Trop prowadzi do czasów drugiej wojny światowej i wstydliwych faszystowskich sympatii niektórych Szwedów. Więcej z fabuły nie mogę zdradzić, żeby nie zepsuć nikomu przyjemności ze stopniowego odkrywania nowych faktów i powiązań.

UWAGA W TYM AKAPICIE SĄ SPOILERY! 

Po raz kolejny moje zarzuty co do danej pozycji opierają się na niespełnionych oczekiwaniach. Chciałam, żeby mnie porwało, żebym nie mogła się oderwać, żebym zaniedbała inne obowiązki, byle tylko się dowiedzieć „kto zabił i dlaczego”, a tu nic. Śledztwo posuwa się do przodu powoli, policjanci sami wydają się znużeni tym, co robią. Czytelnik podobnież; „Powrót nauczyciela tańca” liczy sobie blisko 550 stron i jest moim zdaniem przegadany, spokojnie dałoby się to samo opowiedzieć na mniejszej liczbie stron (może nawet z korzyścią dla suspensu i rozwoju akcji). Do tego niektóre punkty fabuły wydały mi się trochę naciągane – czy da się w pomieszczeniu, w którym zabiło się człowieka (czyli jest tam dużo krwi) zostawić na tyle wyraźne ślady kroków, by dało się odczytać wzór tanga? Również motyw tego zabójstwa jak i całe zachowanie sprawcy wydawały mi się dziwne (SPOILER: no, żeby jechać z Ameryki Południowej do jakiejś chatki w lesie na północy Szwecji, żeby pomścić morderstwo dokonane kilkadziesiąt lat temu…).

Nie czytałam innych książek Mankella, w ogóle ze skandynawskich „hitów” czytałam tylko „Millenium” i Theorina, a mimo to już mam poczucie, że „to już było”: wyjątkowo brutalne morderstwo, odludzie, motywy faszystowskie. Już od dzieciństwa nudzi mnie, gdy autor buduje swoje książki na podobnym schemacie (tak po trzech książkach o małych dzieciach, które z Indii [lub z Ameryki] trafiają do zimnej, deszczowej Anglii pod opiekę nieczułych i niesympatycznych osób, skończyła się moja przygoda z książkami F.H. Burnett). Dlatego też myślę, że już mi starczy kryminałów skandynawskich.

Tytuł: Powrót nauczyciela tańca
Autor: Henning Mankell
Tłumacz: Ewa Wojciechowska
Wydawnictwo: WAB
Rok wydania: 2011
Stron: 560

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz