Po przeczytaniu posłowia autorstwa pana Marka Zaleskiego
czuję się trochę onieśmielona tym, że sama mam coś napisać o „Dolinie Issy”. No
ale cóż, ustaliliśmy na Debacie Blogerów że, blogi (a przynajmniej mój blog –
żeby nikogo nie urazić) nie roszczą sobie prawa do krytyki literackiej wysokich
lotów, a jedynie mają na celu podzielenie się wrażeniami z lektury i polecenie
(lub odradzenie) danej pozycji. Więc z powyższym zastrzeżeniem przystępuję do
pisania.
„Dolinę Issy” przeczytałam teraz po raz drugi – pierwszy raz
miał miejsce ładnych parę (paręnaście?) lat temu i z lektury pamiętałam
niewiele poza przyjemnym odczuciem, że mi się podobało. Po ponownym
przeczytaniu nie tylko stwierdzam, że nadal mi się podoba (co nie jest regułą),
ale również dodaję do listy moich ulubionych książek. To pięknie napisana,
ciepła, nostalgiczna opowieść o miejscu, którego chyba już nie ma. W Dolinie
Issy rzeczywistość miesza się z odrobiną magii i baśniowości – a to połączenie,
które uwielbiam w literaturze.
O czym jest „Dolina Issy”? Z góry uprzedzam, że to nie jest
książka z fabułą, od której nie można się oderwać, bo chce się wiedzieć „co
będzie dalej”. Za fabułę służy opowieść o kilku latach z życia pewnego chłopca,
Tomasza. Ta historia jest przeplatana licznymi opowieściami o postaciach
drugoplanowych – o Baltazarze, którego nękały diabły; o Magdalenie –
samobójczyni, która straszyła po śmierci; o Domciu – który chciał rzucić
wyzwanie Bogu. Przy czym te historie nie są tylko luźnymi dygresjami – one mają
wpływ na całą powieść i na głównego bohatera. Bo tak naprawdę „Dolina Issy” to
historia o dorastaniu. Tomasza poznajemy jako kilkuletniego chłopca – ufnego w
dobro świata i ludzi. Trochę skrytego, ale ciekawego świata. Kiedy zaś się z
nim rozstajemy, ma już kilkanaście lat i za sobą pierwsze rozczarowania światem
i pierwsze doświadczenia ze złem i cierpieniem. „W ostatnich czasach nawiedzało
go niekiedy dziwne uczucie: ludzie, psy, las, Ginie jak zawsze przed nim, ale
nie te same. Jajko wydmuchuje się w ten sposób, że robi się na końcu mały
otworek i wyciąga się, co jest w środku, przez słomkę. Podobnie naokoło
zostawał pozór, skorupka. Niby to, co dawniej, a nie to.” („Dolina Issy”,
Czesław Miłosz, Wydawnictw Literackie, s.222) Każdy z nas ma w sobie
wspomnienia takich wydarzeń, które otworzyły nam oczy na zło tego świata.
Utożsamiamy się z Tomaszem, bo rozumiemy jego doświadczenia. Czy te
doświadczenia zmieniły Tomasza? Tego się nie dowiemy, bo Tomasz pozostawia swój
„kraj lat dziecinnych” a jego „dalsze losy pozostaną na zawsze domysłem, nikt
nie odgadnie, co z ciebie zrobi świat, ku któremu dążysz.” (tamże, s. 261)
„Dolina Issy” to również książka o tęsknocie za rajem
utraconym. Nie jest co prawda powieścią autobiograficzną, ale czytelnik znający
życiorys autora będzie potrafił wiele wydarzeń połączyć. Jak powiedział sam
Miłosz: „ (…) granice między prawdą a zmyśleniem są w tak zwanej literaturze
pięknej zwykle zatarte i szczegóły wzięte w rzeczywistości podlegają daleko
idącej przeróbce” (z okładki, niestety nie udało mi się trafić do źródła tej
wypowiedzi).
Zabrzmi to jak truizm, ale nie mogę nie wspomnieć o
wyjątkowo pięknym języku, jakim napisana jest ta książka. Czasami, gdy kogoś
utalentowanego plastycznie poprosi się o jakiś rysunek, wystarczy parę kresek,
żeby stworzyć żywy szkic. Podobnie tutaj – zaledwie kilka słów potrafi stworzyć
ekspresyjny obraz: „ (…) bosymi stopami Tomasz przebiegał od gładkości desek
podłogi do chłodu kamiennej posadzki korytarza i do okrągłości bruku na
ścieżce, gdzie obsychała rosa.” (tamże, s. 19) Każde zdanie to obraz, w całej
książce przesuwa się ich przed oczami tysiące. Dlatego to nie jest książka do
szybkiego czytania. Tę książkę należy czytać powoli, trzeba się nią delektować
w spokoju. To prawdziwa (i rzadka spotykana) uczta dla duszy. To jest Wielka
Literatura. Naprawdę.
Gorąco polecam!
Tytuł:
Dolina Issy
Autor:
Czesław Miłosz
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Literackie (seria: Lekcja literatury)
Rok wydania:
2009
Liczba stron:
280
Nie przepadam za Miłoszem, ale Dolina Issy wyjątkowo mi się podobała. Podobnie jak Ty, lubię baśniowość wplecioną w świat, a tego nie można powieści odmówić. Poza tym świetnie udało się Miłoszowi połączyć sielskie-anielskie obrazki z bardziej makabrycznymi obrazami śmierci. Bardzo ciekawa lektura.
OdpowiedzUsuńCzy znacie książki w podobnym klimacie?
OdpowiedzUsuń