Olga Tokarczuk to jedna z moich
ulubionych pisarek. Szczególnie cenię ją za piękny, poetycki wręcz, język,
jakim się posługuje oraz za to, że często wykorzystuje go do opisania
niezwykłego miejsca na ziemi, jakim jest Kotlina Kłodzka. Nie przykładam natomiast większej wagi do
poglądów i przekonań autorki. Tymczasem „Moment niedźwiedzia” właśnie łączy w
sobie wszystkie te trzy elementy.
Jest to zbiór esejów (drukowanych
wcześniej w różnych pismach lub wygłaszanych w formie przemówień z różnych okazji)
podzielonych na trzy części. Część pierwsza zatytułowana „Heterotopie” to eseje
ujawniające światopogląd autorki. Jeżeli trzeba by go gdzieś przyporządkować
(choć na pewno sama autorka nie chciałaby być nigdzie szufladkowana), to można
powiedzieć, że jest to światopogląd lewicujący. Nie bez powodu książka ta
została wydana nakładem wydawnictwa Krytyki Politycznej. Tylko częściowo
zgadzam się z niektórymi poglądami p. Tokarczuk, co jednak nie przeszkadzało mi
cieszyć się lekturą esejów z tej pierwszej części, ponieważ zmuszają one
czytelnika do pewnego wysiłku intelektualnego. Podsuwają nowatorskie, może
czasem szokujące pomysły (heterotopia oznacza tu rodzaj alternatywnej rzeczywistości,
w której wszystkie reguły [szczególnie społeczne] są inne niż te, do których
jesteśmy przyzwyczajeni), każą zastanowić się nad innym punktem widzenia choćby
był bardzo odmienny od naszego.
Druga część „Pliki podróżne” to
kolekcja krótkich impresji i spostrzeżeń z różnych stron świata. Tutaj na
pierwszy plan wysuwa się umiejętność wychwytywania takich skrawków
rzeczywistości, które często przechodzą niezauważone, a z których jednak można
wysnuć jakieś ważne przemyślenia. Bardzo podobała mi się ta część.
Trzecia część zbioru,
zatytułowana „Pstrąg w migdałach”, to opowieści o ojczyźnie w szerokim tego
słowa znaczeniu: jest tu mowa i o języku polskim, i o zbiorowości narodowej w
obliczu tragedii, ale przede wszystkim o Małej Ojczyźnie autorki, którą jest
Dolny Śląsk. Tutaj muszę się przyznać,
że duża część mojej sympatii do Olgi Tokarczuk i jej twórczości opiera się na
zupełnie subiektywnej podstawie: otóż, sama pochodzę z Dolnego Śląska i uważam,
że nikt tak jak Olga Tokarczuk nie potrafi oddać charakteru, niesamowitości i
tajemniczości tego miejsca oraz pewnego niepokoju, który mi towarzyszy, kiedy o
nim myślę. Najpełniej zostało to oddane w książce „Dom dzienny, dom nocny”, ale
przebija również z tych końcowych tekstów „Momentu niedźwiedzia”. Nie mogę też
pominąć języka, którym posługuje się autorka, a który zachwyca swoją
poetyckością: „Odra miała starsza siostrę. Takie siostry biorą się ze zmiany
nurtu rzeki, kiedy meander oddziela się od głównego koryta. Tak mi wyjaśnił ojciec.
(…) Stara Odra nie przypominała już rzeki, zatrzymała się, zamyśliła. Porosły
ją rośliny, a wieczorami parowała wyczerpana, unosząc w powietrze wszystkie
swoje cierpko-wilgotne zapachy. Tak zrozumiałam wtedy starość – to ustanie w
ruchu i spokojne niewyobrażalne bogactwo.” (s. 155)
Chciałabym napisać na koniec, że
gorąco polecam każdemu, ale nie mogę tego zrobić. Rozumiem, że nie każdemu ta
książka może przypaść do gustu, tym bardziej, że otwierająca ją część może
zostać odebrana jako dość kontrowersyjna. Komu więc polecam „Moment
niedźwiedzia”? Na pewno wszystkim, który bliski jest światopogląd prezentowany
przez środowisko Krytyki Politycznej, oraz wszystkim miłośnikom twórczości Olgi
Tokarczuk. Jednak nie jestem pewna, czy jest to dobra książka na pierwsze
spotkanie z tą autorką.
Tytuł: Moment niedźwiedzia
Autor: Olga Tokarczuk
Wydawnictwo: Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Rok wydania: 2012
Stron: 192
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz