Tak się niecodziennie zdarzyło,
że jednocześnie czytałam dwie książki tego samego autora. Na czytniku mam
zaczęty „Gottland”, a ostatnio z biblioteki przyniosłam zbiór „Niedziela, która
zdarzyła się w środę”. I w ten sposób ruszyłam z kopyta z nadrabianiem
zaległości w lekturze reportaży Mariusza Szczygła.
„Niedziela, która zdarzyła się w
środę” to zbiór reportaży z pierwszej połowy lat 90, które dokumentują jak
Polacy odnajdywali się w nowej rzeczywistości. Niektóre reportaże (dwa)
czytałam już wcześniej w antologii polskiego reportażu „20 lat wolnej Polski”
zredagowanym zresztą też przez Mariusza Szczygła.
Cóż mogę powiedzieć, „Niedziela,
która zdarzyła się w środę” mnie zachwyciła.
Dla mnie lata 90. to właściwie czas dzieciństwa, a więc zupełnie czysta
kartka, jeśli chodzi o kwestie społeczno-obyczajowe związane z transformacją
ustrojową. Na przykład owszem, pamiętam, że w niedzielę rano na Polsacie leciał
blok disco polo, ale ponieważ tego nie oglądałam, nigdy nie odczuwałam tego, że
disco polo to jest jakiś główny nurt słuchany przez miliony Polaków (reportaż „Usta
są zawsze gorące”). Tymczasem okazuje się, że ta muzyka i jej teksty (sic!)
lepiej trafiają do wielu młodych ludzi niż poeci „co o nich uczą w szkole”*. Bo
w niej są takie „prawdziwe słowa (…) Słyszę i jakbym wszystkich znajomych z naszej
wioski widziała.” Poza tym tak przyjemnie posłuchać w niedzielę rano takiej
ładnej muzyki, która „nikogo (…) nie wku*wia”, a nie „zespołu Hey i ich
pogiętej muzyki”. Patrząc z dzisiejszej
perspektywy, chyba niewiele się zmieniło (no poza tym, że Polsat chyba już nie
puszcza disco polo w niedzielę rano), bo co jakiś czas w prasie pojawiają się
artykuły o sile i fenomenie disco polo.
Wzruszył mnie tytułowy reportaż „Niedziela,
która zdarzyła się w środę”. Państwo Maciągowie z trudem wiążący koniec z
końcem postanawiają przeznaczyć odprawę pani Maciąg (zwolnioną z dużego
wrocławskiego zakładu w wyniku restrukturyzacji) na cztery cele obowiązkowe
(zaległy czynsz i odzież zimową), ale i na trzy cele przyjemnościowe, które
obejmują trzy niedzielne wizyty m.in. w McDonaldzie i prawdziwej pizzerii. „Chodziło
też o dzieci (…). Synowi trzeba czasem czymś zaimponować. Pokazać, że nie jest
się ostatnim patałachem.” Zaskakujący i bardzo ludzki sposób ukazania, czym dla
szeregowego pracownika były, masowe przecież wówczas, prywatyzacje i restrukturyzacje
zakładów pracy.
Bardzo interesujący był „Mord
polski” – reportaż opowiadający o tym, jak zmienił się sposób zabijania w wolnej
Polsce i o czym to świadczy. Okazuje się, że w peerelu morderstwa były „przaśne
(…). Żadnej finezji”. W III RP popełniane morderstwa są jednak nie tylko
bardziej wyrafinowane, ale też bardziej okrutne. Bardzo ciekawe spostrzeżenia.
I na koniec chciałam jeszcze
wspomnieć o reportażu „Pokaż język” dokumentującym przemiany w polszczyźnie, bo
jest to tekst wyjątkowy. Lubię czytać o języku i o tym, jak się zmienia, ale to
chyba był pierwszy tekst, który oprócz przedstawienia zdań i utyskiwania
językoznawców, zwrócił też uwagę na to, o czym te zmiany świadczą; co o nas jak
ludziach mówi język, jakim się posługujemy. Wnioski ciekawe, choć raczej pesymistyczne.
Każdy reportaż jest świetny, każdy
skłania do refleksji. Nie wiem, jak pan Szczygieł to robi, ale choć pisze w
sposób poruszający i wzbudzający emocje, to udaje mu się zachować nienaganną
bezstronność tak, że właściwie nie da się jednoznacznie stwierdzić, po czyjej
stronie się opowiada. Uważam, że dla reportażysty jest to po prostu niezwykły
talent.
A sama książka to doskonały
podręcznik historii społecznej Polski po transformacji. Tak trafne spostrzeżenia,
tak dobrani bohaterowie i tematy, tak sprawny warsztat, że czytając książkę z
wielką przyjemnością, mimochodem chłoniemy wiedzę, jaka za tym idzie.
Nie tylko polecam, wręcz
namawiam!
*Wszystkie cytaty z książki
Tytuł: Niedziela, która zdarzyła się w środę
Autor: Mariusz Szczygieł
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2011
Stron: 256
Na pewno sięgnę po tę książkę. Dziękuję za recenzję :)
OdpowiedzUsuń