sobota, 25 maja 2013

Na wschód od Edenu


I czemu ja się znowu dziwię? Sięgam po książkę uznaną za wielkie dzieło literackie, a czuję się, jakbym odkryła Amerykę: „Wow! Ta książka jest super. Bierzcie i czytajcie!” Może to dlatego, że arcydzieła literatury często są owiane sławą książek trudnych, nieprzystępnych i śmiertelnie poważnych. Jednak nic bardziej mylnego! Wielka literatura w jednakowym stopniu dostarcza rozrywki, jak i przemyśleń czy wiedzy. Tak było z „Chłopami”, tak jest i ze Steinbeckiem. I jak zawsze w przypadku wybitnych dzieł, trudno napisać o niej cokolwiek nowego.

Jest początek XX wieku w Ameryce. Do doliny Salinas w Kalifornii sprowadza się bogaty farmer – Adam Trask. Adam przez całe życie rywalizował ze swym bratem Karolem o miłość i uwagę ojca, surowego wysoko postawionego żołnierza. Pod wpływem pięknej nieznajomej zdecydował się opuścić ostatecznie rodzinne ranczo i poszukać szczęścia w Kalifornii. Niestety tam go nie znajdzie. Czy jednak będzie potrafił być dla swoich synów lepszym ojcem niż jego własny? Czy w porę zauważy, że nieświadomie podsyca rywalizację między braćmi?

 „Na wschód od Edenu” jest powieścią symboliczną, na co wskazuje już tytuł. Biblijna opowieść o Kainie i Ablu jest motywem przewodnim książki. Bóg – Abel – Kain; ojciec – Adam – Karol; Adam – Aaron – Kal (aliteracja w imionach oczywiście nieprzypadkowa). Tak jak Bóg odrzucił dar Kaina wywyższając Abla, tak i ojciec Adama i Karola nie docenił prezentu urodzinowego od Karola, ciesząc się za to bardzo prezentem od Adama. Za kilkanaście (kilkadziesiąt?) lat Adam odrzuca ciężko wypracowany prezent od swego syna Kala, a wynosi na piedestał dokonania jego brata Arona. W każdym przypadku poczucie odrzucenia i gorycz porażki przeradza się w agresję i chęć zemsty. Ale czy rzeczywiście jesteśmy naznaczeni jakimś losem? Czy zło tkwi w człowieku i nie ma żadnej możliwości, żeby się temu przeciwstawić? Te pytania stawia i odpowiada na nie Steinbeck. Choć książka to właściwie saga dwóch rodzin, jej uniwersalizm pozwala każdemu odnaleźć się w jej treści.

Ale poza tym aspektem symbolicznym, „Na wschód od Edenu” to książka, w której kartki same się przewracają, mimo że nie ma tam pędzącej akcji. Jest za to dużo gawędy, mnóstwo emocji, również tych najgorszych, odrobina historii.  W przeciwieństwie do wielu innych świetnych książek, tutaj większość bohaterów jest bardzo jednoznaczna:  jak ktoś ma być dobrą postacią, to jest dobry i trudno doszukać się w nim poważniejszych wad; jak ktoś ma być zły, to jest taki do szpiku kości. I chyba jedna tylko osoba miota się między tymi dwiema skrajnościami. Ale taka konstrukcja postaci, moim zdaniem, wynika z tego, że „Na wschód od Edenu” to rodzaj przypowieści, baśni o dobru i złu, więc musi uciekać się do symbolicznych zachowań, nie pozostawiając wątpliwości, kto jest po której stronie barykady.

Ostatnie słowo o wydaniu: bardzo się cieszę, że Prószyński i S-ka postanowili wznowić dzieła Steinbecka w tak ładnej szacie graficznej. Wszystkie okładki są zbliżone charakterem i kolorystyką – pokazują jakąś nostalgię, porzucenie, może tajemnicę. I ten cytat na okładce (bardzo trafny): „Jest jakaś czarna groza nad tą doliną. Jak gdyby stary duch tamtego umarłego oceanu ją nawiedzał i mącił powietrze nieszczęściem. To jest tak ukryte jak tajona boleść. Nie wiem, co to jest, ale widzę to i czuję, w tutejszych ludziach…

Kto jeszcze nie czytał, niech szybko nadrobi zaległości! POLECAM. Idealna lektura na wakacje, kiedy bez problemu można poświęcić kilka dni na te ponad 800 stron J

Tytuł: Na wschód od Edenu (East of Eden)
Autor: John Steinbeck
Tłumacz: Bronisław Zieliński
wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2011
Stron: 848

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz