wtorek, 20 sierpnia 2013

All-in-one, czyli czytajmy dzieciom

Staram się raczej pisać o samych książkach niż o tematach okołoksiążkowych, ale ostatnio w księgarni zauważyłam coś, co nie daje mi spokoju. W dziale dla dzieci i młodzieży stały sobie tego rodzaju książki:

Jak wynika z opisu na okładce, są to wypisy z lektur dla danej klasy.  Na przykład dla klasy trzeciej szkoły podstawowej są tam fragmenty „O psie, który jeździł koleją”  czy „Dzieci z Bullerbyn”.  Fragmenty zostały wybrane tak, by ułatwić dzieciom pracę na lekcji. Do tego są dodatkowe pytania ułatwiające zrozumienie tekstu i notki biograficzne autorów. Cudownie, prawda?  Po co 10-latek ma tracić cenny czas, który mógłby poświęcić na rozwijanie swojej postaci w jakiejś grze, na czytanie całych książek. Przecież w szkole wystarczy znać charakterystykę postaci i ze dwa kluczowe wydarzenia z fabuły. Że bez kontekstu trochę nudno i bez sensu? E tam, to tylko 10 stron, da się przeżyć! A gdyby takiemu 10-latkowi czytany fragment sprawił jakąś trudność, to żeby nie zawracać głowy zapracowanym rodzicom, na marginesie znajdzie pytania podpowiadające mu, na co szczególnie (na tych kilku stronach już wybranych z większej całości) musi się skupić. Właściwie trochę szkoda, że nie zostało to tylko wymienione w punktach, no ale niech będzie, że jakiś tam kontakt z literaturą jest. I jeszcze żeby taki wzorowy uczeń mógł błysnąć i dostać szósteczkę, ma też w tej samej książce notki biograficzne wszystkich potrzebnych autorów, żeby już też nie musiał tracić czasu na szukanie albo męczenie rodziców pytaniami typu: „A kto to był ten Astrid Lindgren?”.
All-in-one.
Szkoda tylko, że w ten sposób 10-latki uczą się tego, że książki traktuje się wyłącznie przedmiotowo, jako gotowiec do wykonania zadania. Uczą się, że jedynym słusznym podejściem jest postawa „A co ja z tego będę miał?” – jeżeli odpowiedź jest szybka i prosto podana, to świetnie, bo tak ma być. Natomiast jeżeli odpowiedzi trzeba samemu poszukać, szybko się zniechęcają i odchodzą do innych, mniej wymagających zajęć. Czytanie albo nieczytanie książek, to nie jest tylko kwestia wyboru hobby, to jest kwestia światopoglądu, otwartości i gotowości do poszukiwania. To determinuje, jakimi jesteśmy potem ludźmi i jak innym się z nami żyje.

Muszę chyba kończyć, bo nieuchronnie zmierzam w stronę patosu.  Po prostu czytajmy dzieciom,  nie zastępujmy książki brykiem ani ekranizacją; podsuwajmy im dobre lektury pozaszkolne, pomagajmy, gdy czegoś nie rozumieją. I oczywiście, sami świećmy przykładem :) 

1 komentarz:

  1. Można się śmiać, ale młodzież w liceum ma trudności ze znalezieniem odpowiedzi do lektur z treści książki. Dlatego im więcej pójścia na łatwiznę, tym gorzej z samodzielnym myśleniem już na wstępie edukacji.

    OdpowiedzUsuń