sobota, 17 sierpnia 2013

Szopka

Długo nie mogłam się zebrać, żeby napisać tę recenzję, ale bardzo chciałam napisać o tej książce, bo po prostu uważam, że jest godna polecenia.
„Szopka” to debiutancka powieść Zośki Papużanki; debiut na tyle udany, że nominowany w tym roku do nagrody Nike (pozostałe nominowane pozycje tutaj).

–  O czym jest ta książka? –  ktoś mnie spytał. – O dysfunkcyjnej rodzinie – odpowiedziałam, choć nie jest to do końca trafna odpowiedź. Bo jest to książka o zwykłej rodzinie, o przeciętnej polskiej rodzinie, o współczesnej dysfunkcyjnej rodzinie, o rodzinie fasadowej, o rodzinnej szopce po prostu.

Początek tej rodzinie dało małżeństwo jej i jego (trochę czasu od lektury minęło, więc mogę się mylić, ale chyba nie padają imiona tych postaci). Ona: „wdowa z dzieckiem. Wredna. Wiecznie niezadowolona”. On: „(…) z Pomorza przyjechał (…), dobry chłopak, ale sam na świecie jak palec.”. Ich małżeństwo: „Ani się lubili, ani do siebie pasowali”. Małżeństwo ma dwoje dzieci, Maciusia z pierwszego małżeństwa żony oraz Wandzię. Maciuś szybko uczy się manipulować ludźmi, a w szczególności Wandzią. A Wandzia szybko uczy się, żeby możliwie najczęściej schodzić Maciusiowi z drogi. Maciuś i Wandzia dorastają, zakładają swoje rodziny, w których w taki czy inny sposób odbija się „tradycja rodzinna” wyniesiona z domu.

Dlaczego w pierwszym odruchu powiedziałam, że jest to opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie? Przecież nie ma w niej alkoholu ani przemocy (ku rozżaleniu Żony, która nie ma się czym „pochwalić” przed młodszą siostrą: „Nie bije. Fałszywy, bo fałszywy, ale nie bije, a drugie miejsce boli jak diabli. (…) Młodsza, a ma gorzej, czyli lepiej, bo przecież to o to chodzi, żeby mieć gorzej” (s. 52).  Uznałam tę rodzinę za dysfunkcyjną, bo nie ma w niej ani grama miłości. Dwie osoby, którym mogłoby zależeć na tym uczuciu (Mąż i Wandzia) zostały tak zdominowane, że właściwie muszą się pogodzić z życiem w wiecznej kłótni i zastraszeniu. Jednak iskierka miłości rodzinnej nie gaśnie i rozpali się nieco mocniej w kolejnym pokoleniu.

Choć tematyka nieco przygnębiająca i zmuszająca do refleksji nad niewygodnymi tematami, od książki trudno się oderwać, a jej lektura to wielka przyjemność. A to dzięki społecznej spostrzegawczości autorki i umiejętności celnego a jednocześnie prawie poetyckiego oddania swych spostrzeżeń na piśmie. Chociaż czasami miałam wrażenie, że niektóre figury stylistyczne są przekombinowane, metafory zbyt zagmatwane, to jednak w ogólnym odbiorze język książki bardzo mi przypadł do gustu. Nie mogę się powstrzymać, żeby nie przytoczyć dłuższego, ale wyśmienitego fragmentu o niedzielnych obiadach u teściowej: „Wchodzą. W kościele, jak zwykle, dymy kadzideł z kuchni, teść wciśnięty w fotel papierosem nerwy ogrzewa, rękę podaje, witaj, bracie w nieszczęściu. Witaj, twoje nieszczęście gorsze, bo dla mnie ono zaraz się skończy, ono mi tylko na dwie godziny zorganizowane, do domu pojadę i sznycle skonsumuję, a tobie w wiecznym nabożeństwie tkwić, in saecula seculorum gorzkie żale z kazaniem pasyjnym. Już se siądźcie, rozkazuje kapłanka, siadają więc Wandzia z małżonkiem, kapłanka znika w prezbiterium i za chwilę wraca, w rękach miska, w misce mięso – mięsoprezentacja, poznajcie się: święte sznycle – zięć masochista, no zobacz zięciu, jakie ci piękne mięso kupiłam, przemawia i prezentuje, maca świńską dupę i pod nos mu podtyka. Potwierdza zięć, że piękniejszej świńskiej dupy jak żyje nie widział. Hosanna. Przekazanie mięsa. Bóg zapłać. Bóg zapłać.” (s. 136)

Z takich właśnie drobiazgów, potraktowanych szkłem powiększającym, wyłania się codzienność tej rodziny, w której niby przecież nic strasznego nie dzieje się, a jednak straszno w niej żyć.
Bardzo polecam!

Tytuł: Szopka
Autor: Zośka Papużanka
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 208



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz