Kontynuacja bestsellerowego „Lśnienia”, znanego też pod
tytułem „Jasność”. Dawno nie czytałam Kinga, a jeszcze dawniej minął mi szał na
horrory, ale to w końcu klasyk i to podobno w dobrej formie!
Nękany przez
mieszkańców hotelu Panorama, w którym jako dziecko spędził jedną straszliwą
zimę, Dan przez dziesięciolecia błąka się po Ameryce, usiłując zrzucić z siebie
odziedziczone po ojcu brzemię beznadziei, alkoholizmu i przemocy. Ostatecznie
odnajduje swoje miejsce w małym miasteczku w New Hampshire, we wspierającej go
grupie Anonimowych Alkoholików i w domu opieki, gdzie zachowana z lat
dzieciństwa resztka mocy pozwala mu nieść ulgę umierającym w ostatnich chwilach
ich życia. Staje się znany jako „Doktor Sen”. Kiedy Dan poznaje efemeryczną
Abrę Stone, jej nadzwyczajny dar budzi drzemiące w nim demony i każe mu stanąć
do boju o jej duszę i przetrwanie.
Po „Źle urodzonych” Filip Springer po raz drugi pochyla się
nad polską architekturą, tym razem nad chaosem i hałasem przestrzennym. Choć na
architekturze niespecjalnie się znam, nie mam wątpliwości, że okropny misz-masz,
którego pełno w każdym polskim mieście i na każdej wsi, szpeci otoczenie i „powinno
się coś z tym zrobić”.
Dla poznaniaków dodatkowa informacja, że w księgarni Bookowski
w Zamku 9 października odbędzie spotkanie promujące tę książkę.
Polska miała jeden z
najlepszych systemów planowania przestrzennego w Europie, a wiele krajów
podpatrywało go i wdrażało u siebie. Na przykład Niemcy. Tak było przed wojną.
Po wojnie system został scentralizowany. A w nowej Polsce nikt nie planuje ani
centralnie ani przestrzennie.
Pierwszy raz słyszę i o tym tytule, i o tej autorce, ale to
wszystko brzmi na tyle ciekawie, że chętnie przeczytam.
Nagroda dla najlepszej
książki w języku rosyjskim 2009 roku.
Los Antoniny to
okrutna parafraza historii bohaterki lubianego we wszystkich krajach byłego
Związku Radzieckiego filmu „Moskwa nie wierzy łzom”. Zwyczajna kobieta,
pracownica jednej z socjalistycznych fabryk, zachodzi w ciążę. Rodzi córkę,
którą zajmują się trzy starsze sąsiadki z komunałki. Jedna jest arystokratką, a
jej w domu rodzinnym mówiło się po francusku, druga ukończyła zaledwie trzy
klasy szkoły podstawowej, trzecia to chłopka, która miała romans z hrabią...
Łączy je wspólne doświadczenie oblężenia Leningradu i żałoba po utraconych
bliskich. Czas kobiet to powieść o przypadkowej rodzinie złożonej z pięciu
kobiet, która okazuje się dużo prawdziwsza i silniejsza od niejednej
„normalnej” radzieckiej rodziny.
Wojciech Tochman to klasa sama w sobie; jego reportaże
poruszają do głębi, a ten dodatkowo będzie wzbogacony fotografiami. Zapowiada
się mocna rzecz.
Kto przeczyta Eli,
Eli, może już nigdy nie będzie podróżował jak przedtem. Wojciech Tochman
opowiada nam o Filipinach, jakich nie znamy, o świecie najuboższych, którzy od
lat żyją w slumsach i na cmentarzach Manili. Ale nie jest to książka tylko o
nich. Jest i o nas.
Wszyscy coraz więcej
podróżujemy, coraz więcej fotografujemy świat. Ale nie widzimy tego, o czym
pisze Tochman, i co fotografuje Wełnicki. Tego, co pod powierzchnią: cierpienia
i bólu. Bo się na nie uodporniliśmy. Tochman odwraca obiektyw, przygląda się
nam, ale i sobie, naszemu spojrzeniu na tragedię, na Innego, i dokonuje
odnowienia empatycznej więzi.
Dwa powody, dla których ta pozycja jest intersująca to
Wojciech Jagielski – renomowany polski reportażysta – i Nelson Mandela, o
którym i o którego życiu tak naprawdę niewiele wiem. A jak o czymś niewiele
wiem, to bardzo chcę się dowiedzieć. Wydaje mi się, że ta pozycja będzie do
tego celu świetna.
Z jednej strony
książka jest opowieścią o życiu Nelsona Mandeli, jednego z największych
przywódców XX wieku, który za sukcesy w polityce zapłacił wysoką cenę w życiu
osobistym. Z drugiej strony jest to historia Freddiego Maake, twórcy wuwuzeli −
trąbek popularnych podczas mistrzostw świata w piłce nożnej w RPA.
„Świadek” Lars Kepler, Czarne, 23-10-2013
Choć kryminałów (nie tylko szwedzkich) raczej nie lubię, to
dla dobrego thrillera, jeszcze z elementami paranormalnymi, zawsze znajdzie się
u mnie miejsce.
Okrutna zbrodnia burzy
spokój w domu wychowawczym dla dziewcząt w środkowej Szwecji. Jedna z
wychowanek została brutalnie zamordowana, a jej zwłoki ułożono tak, jakby
ofiara bawiła się z mordercą w chowanego. Podejrzenie pada na jej koleżankę,
która tej samej nocy zniknęła z ośrodka. Lokalna policja zakłada, że sprawa
sama szybko się wyjaśni, a Joona Linna, wyznaczony przez Rikskrim na
obserwatora, ma związane ręce. Jednak mimo groźby wydalenia ze służby na własną
rękę szuka podejrzanej. Na domiar złego na komisariat zaczyna wydzwaniać
niejaka Flora Hansen, która twierdzi, że wie coś na temat morderstwa. A
dokładniej, że nawiązała kontakt z duchem zamordowanej. Czy za jej telefonami
stoi tylko chciwość, czy też ma naprawdę coś istotnego do powiedzenia?
„Wieczny Grunwald. Powieść zza końca czasów” Szczepan Twardoch, Wydawnictwo
Literackie, październik 2013
Szczepana Twardocha poznałam jako autora „Morfiny” i do jego
nowej książki mam taki stosunek: trochę chciałabym, a trochę boję się.
Chciałabym, bo jego twórczość to – jak to ktoś „malowniczo” ujął – kawał
świeżego literackiego mięsa. A boję się, bo autor bezlitośnie nurza czytelnika w błocie i
bagnie, przewracając do góry nogami przyjęte systemy wartości i priorytetów.
Wszystko zaczyna się
od gwałtu króla Kazimierza na czternastoletniej córce norymberskiego kupca. Gdy
królewski bękart przychodzi na świat, jego ojciec już nie żyje. Paszko
zamieszkuje w domu publicznym, do którego trafia jego matka. Kiedy również ona
umiera, chłopiec za cały majątek ma mały nóż, który już ubrudził krwią, i
chustę z królewskim „K” — jedyny symbol swojego pochodzenia. Wyrusza w drogę,
która zaprowadzi go na pola grunwaldzkie. A wszystko, by dowiedzieć się, kim jest: „bastertem
królewskim” czy „kurwim synem”? Rycerzem czy mordercą? Polakiem czy Niemcem?
Nieszczęsnym indywidualistą czy pospolitą zabawką w rękach historii? Prowadząc
swojego bohatera przez kolejne przestrzenie czasowe, alternatywne wcielenia i
odmienne rzeczywistości, Twardoch przedstawia własną wersję polsko-niemieckich
antagonizmów. Wieczny Grunwald to mroczna, brudna od krwi i błota opowieść, w
której autor miażdży stereotypy etosu rycerskiego oraz romantycznego
wallenrodyzmu. Powieść tylko dla dorosłych.
„Xięgi jakubowe” Olga
Tokarczuk, Wydawnictwo Literackie, listopad 2013
Na razie niewiele o tej pozycji wiadomo, nie widać też nigdzie projektu okładki. Jedyna informacja,
jaką można znaleźć to taka, że „Akcja osadzona została w XVIII wieku na ziemi
podolskiej, gdzie współistnieją obok siebie kultury żydowska i chrześcijańska”.
A fragment można było przeczytać w poprzednim numerze „Książek”. Tak czy
inaczej, Olga Tokarczuk należy do moich ulubionych autorek i (z mniejszym bądź
większym opóźnieniem, ale) zawsze sięgam po jej kolejne książki.
No i co? Kiedy ja to wszystko przeczytam???
Kursywą podałam fragmenty dostępne na stronach wydawnictw.
King, Jagielski i Kepler najbardziej mnie kuszą. Szkoda tylko, że funduszy brak i będzie trzeba poczekać, aż pojawią się one w bibliotece ;)
OdpowiedzUsuńPozazdrościć...
OdpowiedzUsuńDoktor sen <33