Wyobraźcie sobie dwie książki. Jedna opowiada o wielkim
polskim aktorze, ojcu polskiego teatru, a także o roli samego teatru, czy
szerzej – sztuki – w Polsce czasów zaborów. Druga choć liczy 700 stron jest
napisana pięknym, barwnym językiem, z ikrą i humorem, nie daje się odłożyć. A
teraz wyobraźcie sobie, że te dwie książki to jedno. Napisałam to z premedytacją, ponieważ jak dla mnie sam zarys
fabuły nie wydaje się na tyle ciekawy, by poświęcić czas na tak opasłą książkę.
Tymczasem to naprawdę wielka literatura, fantastyczna rozrywka, a przy tym
bardzo bogaty wgląd w życie społeczno-polityczne Warszawy z początku XIX wieku.
Smaczku lekturze dodaje fakt, że książka ta była zakazane przez władze PRL, a
jej autor nazywany był „polakożercą”! Jak można się domyślić, analogie między
Polską komunistyczną, a Polską pod
rosyjskim zaborem były zbyt wyraźne. Poza tym bohaterom książki, wśród których
oprócz Wojciecha Bogusławskiego znajdziemy takie postaci historyczne jak Julian
Ursyn Niemcewicz, Tadeusz Mostowski, książę Adam Czartoryski, daleko od
pomnikowości, co u nas niestety bywa przyjmowane niechętnie.
Akcja książki zaczyna się w 1815 roku. Do Warszawy po półrocznym
pobycie we Lwowie wraca Wojciech Bogusławski: aktor, reżyser, pisarz, tłumacz,
dawny dyrektor Teatru Narodowego. Ma 58 lat, wraca zadłużony, właściwie
przegrany, ale pełen werwy i nadziei na lepsze jutro. Chce grać, chce kierować
teatrem i nic nie jest w stanie go powstrzymać przed realizacją tych planów,
choć aktualnym dyrektorem teatru pozostaje jego zięć, któremu w dodatku
Bogusławski winien jest olbrzymi dług. Mistrz jest jednak osobą zdeterminowaną,
a przede wszystkim wybitnie egocentryczną. Kiedy wreszcie udaje mu się wrócić
na scenę, w prasie zaczynają pojawiać się niepochlebne recenzje podpisane tylko
literą „X”. Jak się okazuje Towarzystwo Iksów rzeczywiście w historii istniało
i skupiało krytyków teatralnych, którzy publikowali recenzje pod tym samym
pseudonimem „X”. Przy czym ci krytycy składali się z elity
społeczno-politycznej, co w kontekście książki nie pozostaje bez znaczenia.
Okazuje się bowiem, że im większa kontrola i im ściślejsza cenzura, tym łatwiej
dopatrzeć się drugiego dna w sztuce. Nawet błaha sztuka o zalotach starego
arystokraty była odczytywana w kontekście aktualnych wydarzeń politycznych.
Podczas lektury trzy rzeczy wywarły na mnie największe
wrażenie. Pierwsza ta ogromna rzetelność, z jaką autor podszedł do tej
powieści. Tło społeczno-polityczne, wewnętrzne życie teatru, dyskusje o sztuce,
dziewiętnastowieczna Warszawa – wszystko to jest odmalowane bardzo szczegółowo,
dzięki czemu czytelnik bez reszty zanurza się w przedstawiony świat. Podobno
praca nad opracowaniem materiału do książki zajęła autorowi 5 lat!
Drugą rzeczą, która zrobiła na mnie wrażenie jest sama
postać Bogusławskiego i sposób jej przedstawienia. Jak wspomniałam wyżej,
daleko mu do szacownego nestora. Jest cholerykiem, intrygantem, lizusem i egocentrykiem.
Dla kariery i teatru jest w stanie poświęcić wszystko. Nie liczy się z niczym
ani z nikim. Szczególnie widać to na przykładzie Marianny – dawnej kochanki
Bogusławskiego, matki jego dzieci, która zdecydowała zostać przy nim jak żona. Ta
nigdy nie doceniana, grubiańsko traktowana kobieta jest dokładnym
odzwierciedleniem znanej maksymy, że za każdym
wielkim człowiekiem stoi mądra kobieta.
And last
but not least, język. Z pewnością sam Spiro pisze świetnym, żywym i
pełnym wigoru językiem, ale miał też ogromne szczęście, bo w Polsce trafił na
tłumacza, który doskonale oddał jego styl i dokonał świetnego przekładu.
Książkę czyta się po prostu bosko. Wplecione staropolskie wyrażenia i
nienachalny humor to tylko niektóre zalety. („– Mam nadzieję, że nie zrobili panu krzywdy, mój królu. – Nie, jednakowoż
spotkały mnie pewne afronty.” s. 204).
Podsumowując, książka choć gruba jest bardzo przyjemną i
właściwie lekką lekturą. Przy tym jest książką historyczną rzetelnie opartą na
źródłach, co przynosi dodatkowe bonusy w postaci wiedzy o tamtych czasach (ale
też o samym teatrze i życiu teatru „od kuchni”). Jak dla mnie wielka uczta!
Naprawdę gorąco polecam!
PS. I na koniec uwaga dla wszystkich, których wieczorne
motto brzmi: jeszcze tylko dokończę rozdział i idę spać. Ten 700-stronicowy tom
nie jest podzielony na żadne rozdziały!
Tytuł: Iksowie
Autor: György Spiró
Tłumacz: Mieczysław Dobrowolny
Wydawnictwo:
WAB
Rok wydania:
2013
Liczba
stron: 704
Ja już dawno przestałam mówić "Jeszcze tylko dokończę rozdział". Oczy same mi się zamykają, choćbym nie wiem jak ze sobą walczyła ;)
OdpowiedzUsuń