Ta książka wpadła mi w oko już w
styczniowych zapowiedziach na rok 2014. Choć za kryminałem nie przepadam, to uwiodła
mnie cudowna retro okładka. Poza tym od czasów „Małej księżniczki” F.H. Burnett
mam słabość do książek, których akcja toczy się na pensji dla panienek. Jednak
okazuje się, że pozory mylą…
Książka zaczyna się od
tajemniczego samobójstwa jednej z uczennic szkoły dla panienek w wielkopolskich
Mańkowicach. Szkoła cieszy się bardzo dobrą reputacją, więc takie wydarzenie
stanowi prawdziwe trzęsienie ziemi dla całych Mańkowic. Śledztwo prowadzi
podkomisarz Hieronim Ratajczak, który choć do tej pory zajmował się głównie
tropieniem złodziei cukru z lokalnej wytwórni, nie sprawia wrażenia, jakby była
to dla niego sprawa życia. A przecież mogłaby być, bo od tylu lat czeka na
upragniony awans. Drugą osobą, którą szczególnie interesuje odkrycie prawdy
jest Łucja Kalinowska – nauczycielka, która czuje się trochę odpowiedzialna za
śmierć uczennicy. Zanim jednak „śledczy” i sami mieszkańcy zdążą zebrać myśli,
w miasteczku dochodzi do brutalnego zabójstwa. Ofiarą znowu jest młoda kobieta.
Powoli okazuje się, że wątki dochodzenia prowadzą między innymi do
najważniejszych osób w Mańkowicach.
Miałam z tą książką pewien
problem, bo cały czas czekałam aż akcja przeniesie się do samej szkoły, między
dziewczęta, ich tajemnice i intrygi. A tak się nie stało. Tytuł (jak zresztą i
okładka) okazał się zwodniczy, co było dla mnie sporym rozczarowaniem. Książka
może też okazać się rozczarowaniem dla miłośników suspensu i dobrego kryminału,
bo jak na moje niewprawne oko, wątek kryminalny nie jest tu najmocniejszy.
Owszem, zbrodnie są, ale jakoś na drugim
planie. Na pierwszym za to świetnie odmalowane jest społeczno-obyczajowe życie
w małej miejscowości na terenie po zaborze niemieckim. Pojawiają się wątki
polityczne, niezbyt przyjazne stosunki pomiędzy mieszkańcami z terenów różnych zaborów,
teraz przecież zjednoczonych II Rzeczpospolitą. Oprócz tego
drobnomieszczańskość i zakłamanie, wyraźny podział na lepszych i gorszych
mieszkańców Mańkowic. Wychodzi na to, że wyraźne tło naprawdę mocna strona
książki. Do słabych stron zaliczyłabym niestety również samych bohaterów.
Naprawdę nikt nie zapadł mi szczególnie w pamięć, nikt nie wzbudził głębszych
emocji (może poza nic nie wnoszącym do samej akcji wątkiem Jadwigi – siostry Łucji
Kalinowskiej). Wszyscy wydawali mi się bezbarwni i w gruncie rzeczy podobni do
siebie. I naprawdę nie rozumiem, czemu (oprócz ewentualnie ubarwienia postaci
detektywa) miało służyć wprowadzenie tych landrynek od Fuchsa?
Może gdyby nie odmienne
oczekiwania, mój odbiór byłby lepszy. A tak? Jest tyle innych książek, na które
warto poświęcić czas. Nawet wśród kryminałów ;)
Tytuł: Tajemnica szkoły dla panien
Autor: Joanna Szwechłowicz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 344
Bo to zapewne kolejna powieść wypuszczona na fali popularności retro kryminałów - nie stworzona z serca, a jako produkt, który przede wszystkim ma przynieść zysk. Wiadomo, każdy pisarz chce zarobić, ale jeśli z tego powodu dostajemy przeciętną powieść, to trzeba takie zabiegi ganić ;)
OdpowiedzUsuń