Do sięgnięcia po tę książkę zainspirowały mnie dwa filmy. Pierwszy
z nich to „O północy w Paryżu” Woody’ego Allena, w którym główny bohater
spotyka swoich idoli literackich, miedzy innymi Francisa Scotta Fitzgeralda.
Drugi natomiast jeszcze nie powstał, ale „się robi” pod okiem jednego z moich
ulubionych reżyserów Baza Luhrmanna i będzie to właśnie ekranizacja „Wielkiego
Gatsby’ego”.
Kim jest Gatsby? Tego nie wiadomo dokładnie. Wiadomo tylko tyle,
że jest dość młody i bajecznie bogaty. Nie wiadomo, skąd przybył ani skąd ma
pieniądze. Jednak nie przeszkadza to licznym gościom bawić się na pełnych
przepychu przyjęciach organizowanych w okazałej rezydencji Gatsby’ego.
Nie chcę zbyt dużo pisać o fabule, bo zawsze lepiej odkrywać
wszystko samemu. Ja właściwie nie wiedziałam o treści nic ponad to, co
przeczytałam na okładce książki: „Dramatyczna postać parweniusza, zakochanego
do szaleństwa w bogatej, próżnej kobiecie z wyższych sfer, jest tragicznym
symbolem romantycznej miłości, zniszczonej przez kult pieniądza” (wyd. COMFORT,
Warszawa 1991). Czy czegoś wam to nie przypomina? Mnie od razu nasunęły się
skojarzenia z Wokulskim. Choć, jak się okazuje w trakcie lektury, różnic jest
sporo, główny wątek jest właśnie taki, że oto człowiek, który nie miał nic,
własną pracą, przebiegłością, a przede wszystkim determinacją, dochodzi do
majątku i pozycji, która wreszcie pozwala mu starać się o względy ukochanej. I
w obu przypadkach ta romantyczna miłość zostaje odtrącona, a bohater kończy
tragicznie. Z Wokulskim co prawda kwestia tragicznej śmierci pozostaje
nierozstrzygnięta i mam nadzieję, że jednak miał być to dla niego początek
czegoś nowego. Chyba nie jestem szczególnie romantyczna, bo uważam, że bez
sensu jest marnowanie ciężko własnymi siłami zdobytej pozycji z powodu
nieszczęśliwej miłości.
Interesującym aspektem książki Fitzgeralda jest tło obyczajowe.
Dekadenckie lata dwudzieste - wszyscy noszą maski pozornej beztroski, wręcz
zblazowania, podczas gdy w głębi duszy cierpią z powodu braku prawdziwych uczuć
i zniewolenia konwenansami. Bo choć sami się wielu ustalonym konwenansom
sprzeciwiają, taka postawa też tworzy swoisty konwenans. Pieniądz i pozycja
społeczna górują nad szczerością i niezależnością. W trakcie lektury było mi
bardzo szkoda Daisy i jej podobnych kobiet, które zmuszone były dusić się w
swoich pięknych złotych klatkach, zamiast zażywać, może mniej złotej, ale
jednak swobody.
Na koniec zwiastun wspomnianej wcześniej ekranizacji:
Czytałam i bardzo mi się podobała. Uwielbiam tamten okres i tego typu książki.
OdpowiedzUsuńDo książki przymierzam się już bardzo długo i nie mogę znaleźć nadal czasu;(
OdpowiedzUsuńa co do filmu - dobrze, że trafiłam na Twój post, nie mogę przepuścić takiego filmu ze względu na ulubionego ostatnio przeze mnie DiCaprio. Ostatnimi czasy gra coraz lepiej i w coraz lepszych produkcjach i mam nadzieję, że ta też będzie równie dobra;)
Pozdrawiam